A oto legendarny azierl, mroczna esencja mojej spaczonej duszy, która wychodzi na wierzch wtedy, gdy zdrowy rozsądek przestaje być szczególnie potrzebny. Jego inteligentne oczy, kuszące i zdobywające swoją głębią każdą niewiastę, jak i niewiasta, oraz śnieżnobiałe, równe i proste zęby, którymi nieraz sobie poradził z trudnymi sprawami do rozgryzienia, idealnie odzwierciedlają stan jego umysłu, który to można określić jako niezwykle religijny, gdyż ludzie próbujący go zgłębić kończą padając na kolana, mówiąc "o dżizus...".
Aczkolwiek większość zwykłych śmiertelników, widząc aziego, nabiera przekonania, że o to przed ich oczyma pojawia się wyjątkowo groźna, perwersyjna istota, której aż strach sie bać.
No cóż... nie każdego można.. zaspokoić ^^
Padał deszcz, a ja stałem wpatrzony w ciemne niebo, obserwując spadające kropelki wody. Ulica, przystanek, czas płynął powoli, bo jemu, w przeciwieństwie do mnie, nie spieszyło się. I nie było zimno. Nie byłem sam, dookoła mnie kłębił się, pozornie, szary tłum ludzi. Ludzi, którzy podobnie jak każdy z nas, mają swoje życie, swoje problemy. Lecz nie znamy ich, więc pozostają dla nas po prostu szarym tłumem, tłem. Stałem wśród nich, wciąż zapatrzony w niebo.
Samotność. Zadziwiające uczucie, które z pewnością pojawia się, czasem, w każdym z nas. Samotność w tłumie. Mimo, iż nasze życie, każdego z nas, wypełnione jest towarzyszami naszej doli, czy niedoli. Znajomi, kumpele, kumple, a w końcu i Ci, których obdarzamy przyjaźnią. Jednakże, mimo to, każdemu zdarzy się poczuć tą cholerną pustkę, ten brak nieokreślonego pierwiastka, za którym wzbudza się nierzadko wielka tęsknota. Czym on jest? Czemu ujawnia swoje istnienie, lub brak siebie? Dlaczego potrafi wpłynąć na nasze decyzje, zmienić kierunek w drodze, którą podążamy?
Nadjechał autobus, rozbryzgując kałuże i zmuszajać ów szary tłum do zręcznego uniknięcia fontanny błota, oraz przećwiczenia ponownie zdolności językowych, na temat stopnia upodlenia matki kierowcy. Oderwałem się od swoich myśli, wsiadłem. Rozejrzałem się i z przyjemnym zdziwiniem stwierdziłem, że moje oczy odnalazły znajomą twarz, której bardzo długo już nie widziały...
Krótka sprawa, pora zakończenia
By oszczędzić wam tych bólów
Których miałem tyle do powiedzenia
W mym królestwie, ja król królów
Co się na mnie tak patrzycie?
Już, won, do swej roboty
A nie marnujecie swoje życie
Wśród wypocin idioty