To jest świat, bez wachania kreujemy w nim swoje życie. To nie ulega wątpliwości, mamy wolną wolę, podejmujemy decyzje,
nie zawsze czując kontrolę nad swoją egzystencją. Niektórzy budują domy, inni w nich mieszkają, pozostali je opuszczają.
Poruszamy się po ulicach, większość z nas nie patrzy na ich konstrukcję, zerkając prosto przed siebie, trzymając lekko kierownicę. Są tacy, którzy na tej drodze zaczynali nowy rozdział w życiu, dla niektórych tam zakończyło się życie. Pewni ludzie zakładają rodziny, by potem o nich zapomnieć, wchodząc całym sobą w wymaiginowany świat. Kolejna część ludzkości marzy o własnej rodzinie, a siada codziennie wieczorem do kolacji samotnie, tęsknie wypatrując szczęścia za oknem. A jest taka mniejszość, która zapomniała już, w czym można odnaleźć odpoczynek, prując do przodu i zagłuszając w sobie wszelkie odgłosy uczuć, udając, ze ich nie ma, że nie istnieją. Ale wszystkich nas dotyczą te same zasady. Wszyscy jesteśmy stworzeni na ten sam obraz, nazwani pod niebem jednym imieniem. Wszyscy mamy tak naprawdę jeden cel, niezależnie od klocków, które po drodzę musimy ułożyć. Dlaczego tyle ludzi uważa, że ich jest ten swiat? Że sami potrafią zapanować nad swoim istnieniem i sami muszą sobie ze wszystkim poradzić? Dlaczego nie potrafią zauważyć tej lekkiek powłoki, która otacza te domy, budynki, ulice? Ta powłoka zapewnia nam szczęście i bezpieczeństwo, ono tu jest dla nas, mimo, iż przy niej jesteśmy maleńcy. Ta powłoka to wszystko to, co jest naprawdę prawdziwe, owinięci w niej nie zaznamy strachu, ani porażki. Łapiemy się kurczowo zła, które pomalowane na różowo ma cieszyć oko, gdy tak naprawdę niszczy nas ciągle, zżera dokładnie tyle ile w danym momencie musi, a później nie zostawi nas bez kawałka cielesności. Jesteśmy tylko pyłem,
które dostało tak wiele, iż jest to wprost mało możliwe. Rozyspujemy się i latamy lekko wśród wiatru, to nie jest tak, że jesteśmy do tej Ziemi przywiązani i przykuci, nasz ogół nie jest ciężki i twardy, tak jak go sobie wyobrażamy.
Chcemy i pragniemy włozyć wszystko w rzeczy materialne, których możemy dotknąć, którymi możemy zburzyć marzenia innych, którymi możemy manipulować, przekształcać i wyrzucać, w zależności od ówczesnych potrzeb.
Jest przecież w nas, ta czułość na dobro, mamy to w sobie ciągle, mimo iż to wszystko tak szybko pędzi w miejsce, w którym nie ma już ciepla.
Jest przecież w nas ten krzyk emocji, kiedy widzimy zło, jest ten ciągły drut oplatający nasze wnętrzne, a nad tym nie możemy już zapanować. Nie da się tego pozbyć, ani za pieniądze, ani za charyzmę ani urok osobisty.
Nie udawajmy, że tego nie czujemy, to zawsze będzie silniejsze od nas, pozwólmy sobie nareszcie wyrzucić te kajdanki, które tak mocno trzymaja nas brudnych uliczek, na których wylały się już tony łez, zmieszanych z krwią.
Uwolnijmy się od strachu przed miłością, uczciwością, miłością, dobrocią.. Uwolnijmy się od lęku przed śmiercią,
zerwijmy wreszcie to wszystko, co czyni nas podłymi. Otwórzmy wreszcie oczy, zlepione smołą. Spójrzmy nareszcie oczyma zwilżonymi realnością, zwróćmy głowę ku górze i.. i nic więcej już nie trzeba, już nic więcej nie trzeba robić.
' Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga,
i Bogiem było Słowo [..]
Na świecie było Słowo,
a świat stał się przez Nie,
lecz świat Go nie poznał. [..]
Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli,
dało moc [..]