Przechodzę bardzo poważne huśtawki nastrojów ( jaacię, gdyby tylko! ) W głowie mam karuzelę - raz jestem zmotywowana i rozochocona, a chwilę później siadam przy biurku z naburmuszoną miną i strzelam miażdzącymi spojrzeniami w stronę wszystkich domowników. Różnie również jest z moimi postanowieniami, tematami moich rozmyślań. Stoję teraz w wielkim wirze. Ale czy to ma jakieś większe znaczenie? Jest przy mnie Ktoś, kto opiękuje się mną od początku do końca, poświęca dla mnie wszystko, ofiarowuję swoją przyjaźń mi, troszczy się o każdą najmniejszą rzecz związaną ze mną. Jest dla mnie bezwarunkowo, slucha mnie tak cierpliwie jak nikt, jako jedyny - nigdy mnie nie zawiedzie. Jest idealny.. kocha mnie.
Nic bardziej nie czyni mnie szczęśliwą, od tego poczucia, że żyję dla niego..
"Kto ma Boga,wszystkie rzeczy tego świata są mu za nic"