Trochę żal mi się zrobiło tego żyrandolu. Ostatnia namiastka przeszłości, która pozostała nienaruszona. Pamiętam jak matka czyściła go przed świętami, rok w rok. Jak narzekała, że zakurzony i nikt nie raczy jej wyręczyć. Światło ciepło odbijało się od jego szybek i robiło śmieszne kwadraty na ścianie. Żal mi tak, jak wspomnę sobie tego menela zbierającego złom. Chytrze złapał za przewód i zaczął go oglądać. Jeszcze przez chwilę tliła się we mnie nadzieja, że przyniesie go do swego domu, powie do żony: Patrz co Ci przyniosłem... i dumnie go zawiesi w swojej ruderze, że jeszcze komuś rozświetli chłodny wieczór. Jednak gdy oddaliłam się dostatecznie daleko.... moje serce przeszył na wskroś stukot metalowy. Sukinsyn rozwalał żyrandol dla kawałku metalu. Smutek mnie zalał, że już nie zaświeci w niczyim domu.
To był naprawdę piękny żyrandol...