Czasem czlowiek za czyms teskni, czasem czegos porzada...mnie dopadły dwa objawy na raz, z którymi sobie radzę, jednak fakt faktem odciskają widoczne piętno w mojej psychice. Wiem, ze mam wokol siebie ludzi, dla ktorych cos znacze, ktorzy realnie akceptuja wszystkie moje zalety i wady, którzy są oparciem w trudnych chwilach...takich jak ta. Wspomagana ich dobrym słowem staram się nie rozpamiętywać, nie gdybać, nie wyobrażać...ale wystarczy jedno wspomnienie...jeden gest...cokolwiek...a uczucie powraca;/ i mimo iz wiem, ze szanse w tej kwestii na szczescie sa znikome, to i tak slepo nie trace nadzieji...nadzieji, ktora mnie gubi, zamienia zycie w zegarowa bombe... gdy jest lepiej czuje ten promyk szczescia na twarzy...wydaje sie tak bliski...na wyciagniecie dloni...i zazwyczaj w jednej chwili zakrywa go czarna chmura, ktora w pierwszym momencie rujnuje wszystko i nie pozostawia nawet zludzen. Do tego wszystkiego 'here with me' etc. i jest masakra;] czlowiek zaczyna doceniac uczucia, emocje, jest zaslepiony, nieskory do zycia... potem przypomina sobie, ze ma przeciez cudownych przyjaciol...radzi sie (nigdy nie odmowia pomocy w tych kwestiach!) podnosza na duchu i znow jest lepiej.... na krotko jednak...bo to BLEDNE KOLO...nie zamyka sie nigdy...
gowniarze z zachowania, rozsadek a porzadanie....no daje to do myslenia, ale tym razem obawiam sie, ze porzadanie jest silniejsze...
nie wiem, co z tym zobie, co bedzie dalej...pewnie nic jak na poczatku... haaa z miliona rybek w akwarium pokochalam te najmniej perspektywiczna...paradoksalnie nieosiagalna choc wydawaloby sie naiwna...latwa do zlowienia FUCK! ale i tak kocham moje zycie;) takie doswiadczenia uszlachetniaja...i ciesze sie ze moglam odczuc ich skutki na wlasnej skorze...nadal czuje...moze nie jest mi z tym najlepiej, ale i tak sie ciesze. Mam ICH!!!!!!!