Z reguły wszyscy są szczęśliw i wiecznie uśmiechnięci (choć z pozoru fałszywie) bez względu na to,czy są szczęsliwi,czy nie. Nikt nie zwraca uwagi,czy to tylko przybrana maska dnia codziennego,czy po prostu dobra gra aktorska. Codziennie nasuwa mi się masa pytań, na które nie znam odpowiedzi. Dlaczego ludzie są aż tak obłudni? Dlaczego szczęście i sukces każdego liczy się miarą ilości posiadania wrogów? Dlaczego inni źle interpretują nasze słowa nie dając nam kolejnej szansy? Dlaczego 'desperackie tango' od jednego słowa do drugiego z każdym dniem się potwierdza? Czemu nic nie jest tak proste i zrozumiałe jak to,że pojutrze są święta i już... i mało istotne jest to, czy je odczuwamy po sprzątaniu, czy tez po odwiedzinach świętego miejsca zwanego kościołem... i co z tego,że jestem tylko osobą zastępczą, co dla niektórych. Niewzażne.
Milion pytań. Zero odpowiedzi
. 'Pojawia się i znika. Taki śliczny Mister of America.'