Mam dni w którym brakuje mi chęci do czegokolwiek.
Nawet siedzenie przy komputerze nie daje tej "satysfakcji" jak to było wtedy, gdy pierwszy raz go dostaliśmy.
Coś mija. Coś zaczyna się psuć.
Po czym zastanawiasz się, czemu, po co, dlaczego, jak?
Pierwsze dni smutku i najgorszego humoru na świecie.
A On obrywa, bo jest do tego powód.
Nawet "fałszywy" uśmiech daje po sobie poznać, że coś jest nie tak.
Ale ten - fałszyzm - odkrywa tylko osoba która jest najbliżej Ciebie. Mama.
To ona zaczęła ze mną rozmowę.
Tylko ona wyjaśniła mi pewne sprzeczności i niedogodności.
I tylko ona wie, jak rozmawiać. Szczerze.
Nie będę 'przepraszać'.
Nie będę ukrywała tego, co chciałabym powiedzieć.
Nie będzie istnieć to, czego tylko jedna osoba chce.
Nie ma sensu.
A ja z gier już wyrosłam.
Po serii - złych dni - wracam do swojej postaci.
Tej uśmiechniętej. Tą, co wszystko śmieszyło. I tej co była prawdziwa.