Ostatnio jakoś coraz częściej kłócimy się z Michałem
Nie podoba mi się to. Jemu zresztą też
Więc dlaczego nie możemy przestać?
Wszystko moja wina
JA robię coś nie tak,
to JA jestem ta zła,
JA krzyczę,
JA mam problem z tym czy z tamtym.
Za to on? Święta krowa się znalazła.
Nie widzi swoich błędów.
Gdy o nich mówię, jego obroną jest atak.
,,ALE TY JESTEŚ TAKA I TAKA I ROBISZ TAK I TAK''
A jak mu ostatnio powiedziałam, żeby przyjął na klatę,
to się odwrócił i poszedł
I tak sobie stałam. Z niedowierzeniem. I za kilka minut wrócił
I dostałam kwiatki
I znowu jest to samo
Czy ja naprawdę tak wiele wymagam?
Żeby pościągał pranie, umył naczynia
Sam z siebie, bez przymusu?
Bez potrzeby mówienia mu, żeby to zrobił?
Czy to źle, że chciałabym, żeby o mnie pozabiegał?
Żeby zainteresował się tym, co u mnie?
Żeby mnie gdzieś zabrał. Na obiecaną kilka miesięcy temu randkę
Na przykład
,,JA NIE ZABIEGAM?''
I znowu chce mi się płakać
A najgorsze jest to, że jeśli to się nie skończy,
to nie wytrzymamy ze sobą reszty życia
I na pewno nie ja bym to zakończyła