Wrócilśmy dzisiaj z Poznania. Ogólnie przyjechaliśmy w czwartek około 2. Poszlkiśmy spać. Potem wstaliśmy, zjedliśmy śniadanko i pojechaliśmy na Stare Miasto. Pochodziliśmy trochę, poszliśmy do knajpki, w której byliśmy w zeszłym roku. Cud, że ją znaleźliśmy, bo jednak nie znamy miasta. Był mały problem z powrotem do domu, bo nie wiedzieliśmy jak dojechać i ostatecznie gdzieś wysiedliśmy z autobusu i szliśmy jakieś 1,5km z buta z nawigacją :D Następnego dnia pobudka o 7, pociąg o 8:32 i WITAJ, WARSZAWO! Poszliśmy do Złotych Tarasów, bo zaraz przy dworcu, a Michał musiał do kibelka, i już tam zostaliśmy (wcześniej był plan, że pójdziemy do Galerii Mokotów). Poszliśmy do kina. Ogólnie... to było takie ze 4 razy większe niż w Gorzowie, heh. Po kinie poszliśmy na autobus i pojechaliśmy na OWF. Byliśmy kilka godzn przed koncertem, więc słuchaliśmy innych zespołów i piliśmy piwo. Mieliśmy ,,lecieć'' w tunelu aerodynamicznym (w sumie to Michał miał lecieć, bo ja nie chciałam i nie lubię takich rzeczy), ale nie było czasu. Poszliśmy na koncert.
BOŻE ŚWIĘTY, THREE DAYS GRACE NA ŻYWO! Nadal nie mogę w to uwierzyć. Kiedy zgasły światła, wyłączono muzykę i ludzie zaczęli krzyczeć, ja... się po prostu popłakałam. Przez połowę pierwszej piosenki płakałam ze szczęścia. Jak tak sobie myślę, to zdarzyło się to chyba po raz pierwszy w moim życiu. Byłam taka szczęśliwa. Zagrali kilka piosenek, których się nie spodziewałam zupełnie, np. Home albo Animal I Have Become, które są jednymi z moich ulubionych. Po koncercie na tramwaj i na pociag. Po drodze widziliśmy słynną tęczę, ale nie płonęła heh. Wróciliśmy około 4. Strasznie bolały mnie stopy i łydki. Wczoraj siedzieliśmy cały dzień w mieszkaniu. Było miło. Pomijając, że kurcze mamy sąsiada, co napierdala techno -.-' Ale nie szkodzi, jest normalny i jak mu się powie, żeby ściszył, to ścisza. :D
NAJLEPSZY WYJAZD MOJEGO ŻYCIAAAAAAAAAAA!