Opowiedzieć wam taki żarcik? Ideał chłopaka dla mnie ma na imię Wiktor. Chłopak, do którego nadal coś czuję, ma na imię Michał. Chłopak, z którym jestem i do którego nic nie czuję ma na imię Hubert. Kawał roku. Niestety mnie przestał śmieszyć. Nienawidzę takiego pojebania z poplątaniem.
Michał, jak to Michał, na ognisku znowu mnie podrywał, co oczywiście popierdoliło mi w mózgu totalnie. Zdałam sobie sprawę z tego, że nawet jeśli zmusimy się do miłości, albo wręcz odwrotnie - do tego, by przestać czuć cokolwiek, do tego, by zapomnieć, to jednak wraca to do nas z podwójną siłą. Michał nie jest idealny, jak Wiktor, jednak ma w sobie to coś, co po prostu ryje mi mózg. Potrzebuję w związku dramatu, trochę tragedii, trochę szaleństwa, trochę dzikiej furii, trochę cholernych nerwów, trochę strasznego krzyku. Nie mogę żyć w złotej klatce, nie chcę budzić się i widzieć, że czeka na mnie sms o treści: kocham cię. Bo ja nie kocham... Chcę, żeby ten pieprzony Michał się do mnie odezwał. W sumie to chyba to robił, ale usunęłam jego numery... Wtedy od razu wiedziałabym, co robić.
W dodatku temat pewnej pani powrócił. Znowu jestem obiektem westchnień, jak się okazało, dwóch dziewczyn. Kurwa mać, ja pierdole. Nienawidzę tego -.- Dlaczego nie jest tak, że ludzie, których kochamy kochają też nas i odwrotnie? UCh!