Cześć łóżko na środku pokoju, bo atakował nas przerażający pająk <3 Kocham spać w tym pokoju z balkonem, kocham siedzieć z.. kawą na nim o 5 rano, kocham to miejsce, bo to jedyne(poza moim włąsnym domem), w którym się wysypiam i potrafię spać do 15 <3 Mogłabym tam zamieszkać z Młodą <3
Chyba dzięki P,M i K udało mi się JAKOŚ otrząsnąć i przywyknąć do obecnej sytuacji. Nadal o tym myślę i nadal próbuję analizować, ale to już nie powoduje tak wielkiego bólu.
Chyba w końcu udało mi się coś zrozumieć. Mianowicie to, że nikt nie jest na stałe, że wszystko się kiedyś kończy. Albo może to, że są Ci, ktrzy będą zawsze, i Ci, którzy mają przypisaną krótką rolę i później odchodzą. Jedne rozstania bolą bardziej, inne mniej. To sprawiło, że nie potrafię dojść do siebie, ale nwm. Innego, dziejącego się w równoległym czasie bynajmniej nie odczułam. Nie wiem, czy to plus, czy minus. Potrzeba mi wiele czasu, żeby się do kogoś przywiązać. Widocznie kilka lat to wystarczająco długo. Nie wyobrażam sobie jednak, żeby niektórzy ludzie odwrócili się na pięcie i oznajmili, że 'idę, siema!'. On był jedną z tych osób, a ja nadal egzystuję. Więc chyba jestem w stanie dużo znieść. Aczkolwiek nie wiem, czy gdyby teraz ktoś z pozostalych 6 osób zdecydował się wyjechać/zostawić mnie/whatever, byłoby ok kiedykolwiek.
Koniec pierdolenia. Chcę wyzdrowieć. Chcę czegoś fajnego. P, chcę Cię zawsze <3
Wish you were here.