chyba odżyłam i w końcu zaczęłam się bawić chwilą. Baaardzo mnie to cieszy i pomimo tego, co mówi mi M nie będę się decydowała na NIC. nie odczuwam takiej potrzeby. Poza tym tak jest ciekawiej, zabawniej. Szkoda, że tylko dla mnie, ale to już nie mój problem. Cieszę się z tak małych pierdół, że aż mnie to przeraża. O, na przykład ogromnie jestem zadowolona z faktu, że niektóre relacje w końcu się unormowały, jak i z tego, że nauczyłam się (przynajmniej chwilowo) nie przejmować sprawami, w których kompletnie nie zawiniłam. Ale jednocześnie jestem przerażona zachowaniem innych ludzi. Aha, i będę wdzięczna za odsunięcie się od MOICH znajomych raz na zawsze. :) z planów na końcówkę wakacji: jutro/pojutrze od roku planowana zabawa, wracam we wtorek do najgłupszego człowieka na świecie, jakas łąka, jakies bajki, jakieś kolorowe napoje, od środy imprezowanie zK. na maxa aż do samego 3września włącznie. Przeraża mnie wizja chodzenia 5 dni w tygodniu do szkoły, ale z drugiej strony wydaje mi się, że może to być całkiem fajny rok. Chyba jestem przepełniona pozytywnymi myślami. Cholernie mnie to dziwi, bo od ostatniego roku(?) nie było nigdy wybitnie dobrze. Smutno mi tylko, ze ta jedna osoba już nugdy nie będzie się ze mną tym cieszyć.. Głupio mi też, że poprzez pojawienie się innej osoby całkowicie przestałą mnie isteresować ta, która dotychczas była jedną z najważniejszych. Nie wiem co z tego wyniknie. jebać to. We want them fresh.