Myślę czasem jak naiwnie wierzylam. Jak ślepo przyjęłam, ze miłość wystarczy. Zaczytywalam się w tomikach wypchanych po brzegi pięknymi słowami, doszukiwalam sie piękna w wielkich gestach, w rozpaczy, w milczeniu. A później przyszło życie i z siłą, jakiej się nie spodziewalam wdeptalo mnie w ziemię, uderzyło tak, ze przestalam widzieć, słyszeć, nie czulam. Huragan nie miał końca, targal mną i miotal. Mną, nami. Szarpalam się. Wyrywalam. Ciskalam słowami, które piekly, bolaly, przelewaly się we mnie. Bywalam, nie byłam. Dziś? Dziś jestem, jesteśmy. Miłość to za malo. O wiele za malo. Trzymalam jego dłoń, wrocilismy z piekła. Z piekła, które sami zbudowalismy. I oczy juz nie płochliwe, dlonie takie spokojne, szeptane kłótnie jakby miłe. Siłą mi bądź i ciszą. Nic więcej.