Najtrudniejsze jest zakończenie, którego nigdy nie było. Ta ostatnia, wielka awatura, która nigdy nie miała miejsa. Najtrudniej jest dusić w sobie kłótnię, która nie dostała swojej szansy. Nie trzasnęłam drzwiami, nie cisnęłam obrączką o ziemię, nie krzyczałam tak, że zabrakło mi słów, nie płakałam tak, że zabrakło łez. Nie zaciskałam pięści, nie zagryzałam warg, nie wybiegłam boso. Odeszłam zostawiając wszystko to, co zostanie już ciszą, przeszłością, rysą.
Co byś powiedział? Czy usta, które miękkością scałowały kiedyś najgorszy ból potrafiłyby słowami zabrać go znowu? Czy dłonie, które trzymały moją dłoń przysięgając miłość, wierność, umiałyby utrzymać moje życie raz jeszcze? Czy oczy w których dziś tylko pustka znowu mieściłyby mój świat?
Znałam każdy twój gest, każdą myśl, każdy grymas wykrzywiający twoją twarz. Ocierałam oczy wypełnione łzami, podnosiłam z kolan, broniłam przed światem, kiedy zabrakło ci sił. I cholera, dałabym sobie uciąć rękę, podciąć żyły, wyrwać serce.
Dziś tylko jeszcze zapach twoich perfum sprawia, że nogi odmawiają mi posłuszeństwa, serce podchodzi mi do gardła, dławię się łzami.
Byłeś odpowiedzią na wszystko, zostaniesz tylko pytaniem.