Bałam się, że nie będę potrafiła żyć dalej. Bo jak miałabym to zrobić SAMA ? Trzymałam jego dłoń w każdym z najważniejszych momentów mojego życia. Dłoń, którą znam na pamięć. Szorstkość, miękkość, każde zgrubienie, każdą kostkę, tę maleńką bliznę. Kiedy łzy piekły mnie pod powiekami, ze szczęścia, ze smutku, z żalu, z bólu. Ściskałam jego dłoń i świat wydawał się najbezpieczniejszym z miejsc, bo kiedy miałam jego, czego miałabym się bać? To on próbował moich pierwszych nieudolnych ciast, to on poprawiał źle pomalowaną ścianę, to on oglądał dziewczynkę, buntowniczkę, kobietę którą się stałam. To jego zdanie, jego słowa, jego miłość tworzyły mnie, budowały, kawałek po kawałku. To on otwierał drzwi do naszego pierwszego mieszkania, on stworzył ze mną rodzinę, on był drogowskazem, przystanią, burzą i słońcem. Bałam się, że niedam rady,że bez niego nie będę wiedziała kim jestem, dokąd zmierzam. Przecież nagle cały mój plan, cała ja, wszystko czego pragnęłam - zniknęło. Dziś myślę, że powinnam mu podziękować. Tylko dzięki niemu wiem, że jestem najsilniejszą kobietą na świecie. Bo jeśli nadal się uśmiecham po tym jak moje serce zatrzymało się na kilka chwil, to czy cokolwiek jeszcze może mnie zniszczyć? Miesiące mijają jeden po drugim, a ja czasem nadal rozyspuję się na kawałki, kiedy w samochodzie słyszę piosenkę do której przetańczyliśmy w kuchni całą noc, kiedy pachną nim ubranka naszych dzieci, kiedy myślę o morzu i mokrym piasku pod bosymi stopami, kiedy mijam kościół w którym przysięgałam, że na zawsze. I chyba najbardziej na świecie chciałabym żeby ... nie był tym kim jest, żeby nadal był wyobrażeniem, które budowałam przez te wszystkie lata. Miłością .