Zamęczę Was tymi ślubnymi, ale jestem w nich wszystkich bezgranicznie zakochana.
Kiedyś myślałam, że to kobieta jest wszechświatem, centrum, najjaśniejszą z gwiazd, ostoją, opoką, ciepłem. Myślałam, że musi sama dźwigać zakupy, że musi sama płacić rachunki, zarabiać, sprzątać, gotować, wychowywać dzieci. Myślałam, że kobieta musi być niezależna, samowystarczalna. Patrzyłam na moją mamę, na walkę, którą toczyła każdego dnia. Patrzyłam na kobiety, którym życie fundowało piekło. Patrzyłam i gdzieś we mnie, w środku kiełkowało ogromne poczucie niesprawiedliwości. Poczucie niesprawiedliwości, które jest we mnie do dziś, sprzeciw wobec mężczyzn, którzy zatrzymali się na poziomie emocjonalnym ameby. Z góry skreśliłam ich wszystkich, bo przecież każdy z nich zawsze był taki sam. I potrzebowałam sześciu lat miłości, szczęścia i najcięższych prób, by przekonać się, że żyłam w błędzie. Żyłam każdego dnia u boku najcudowniejszego mężczyzny jakiego poznałam wciąż doszukując się w nim wad, doszukując się w nim mojego ojca, próbując wymusić zachowania, które znałam nazbyt dobrze. Łapałam się jego wad i wyciskałam je do ostatniej kropli. Każdego dnia toczyłam własną wojnę, z samą sobą, ze światem. Żyłam z nim, a mimo to w głowie zawsze miałam gotowy plan ucieczki. Bo chociaż nigdy nie zwątpiłam w naszą miłość, zbyt często wątpiłam w niego.
Dziś zdałam sobie sprawę, że już nie wątpię, nie szukam, nie wymyślam. Dziś całowałam jego usta, kiedy biegł do samochodu i poczułam, że nie ma już we mnie żadnego sprzeciwu, że nie ma śladu walki, że jedyny plan jaki mam to nasz, wspólny, na nasze życie. I zrozumiałam, że tylko razem tworzymy wszechświat.
Myślę, że to Bóg postawił go na mojej drodze, że w moim zbyt młodym sercu zbyt wiele było zwątpienia, za dużo wahania, za mało wiary. Myślę, że to on jest moją gwiazdą, że to on wskazuje mi drogę, to on prowadzi mnie do celu. Bo kiedy upadam, kiedy ja, niezniszczalna, niepokonana, jednak się poddaję, to jego ręce chronią mnie przed upadkiem. To on scałowuje łzy z moich warg, to w jego ramiona wbijam paznokcie, kiedy po raz kolejny pęka mi serce. Dał mi miłość jakiej nie znałam, dał mi szczęście, dał mi sens, dał mi dom.
Dziś patrzę na niego zupełnie inaczej. Dziś widzę w nim ojca moich dzieci, mężczyznę z którym spędzę każdy kolejny dzień swojego życia, najlepszego przyjaciela.
Za nami ponad sześć lat. Wojny. Porażki. Bomby atomowe. Ale nadal rozśmiesza mnie do łez. I nadal spełnia moje marzenia. I czyta w moich myślach. I uśmiecha się tak, że miękną mi kolana.
Najbardziej kocham w nim to, że nasze dzieci, nasze córki, nigdy nie będą musiały nosić w sobie tego zwątpienia, że nigdy nie będą musiały wierzyć, że kobieta jest siłą, że nie będą musiały wstydzić się łez, że będą mogły bywać słabe, przerażone i samotne. Bo nawet jeśli ktoś złamie im serce, nawet jeśli na ich drodze los, Bóg, czy inna siła, postawi drania, który odrze je z wszelkich złudzeń, w domu będzie czekał na nie mężczyzna, który kocha je miłością, której mi nigdy nie było dane poznać, który da im to, czego mi brakowało przez całe życie. W domu będzie czekał tata, nie ojciec.
I jeśli miłość miałaby zapach, to pachniałaby właśnie nim.
Inni zdjęcia: Przysiółek ? ezekh114Też Rudzik :) em0523Rudzik :) em0523Lately quenPLandemia nie taka straszna. ezekh114:) dorcia2700... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24