Dobrze jest wrócić do pisania, to fakt ;)
Dobrze wrócić do uprawiania sportu, do malowania, czytania i wszelkich innych zajęć które dawały nam kiedyś szczęście.
Fajnie. Tylko czasem zdarza się tak, że gdy kiedyś trenowaliśmy sporo, a dziś wracamy do sportu, to ciężko jest się pogodzić z tym, iż ilości powtórzeń są znacznie mniejsze. Lub, że nie mamy takiej kondycji. Że zajmuje to więcej czasu, a mamy go pozornie coraz mniej.
Na czym więc warto się skupić?
Może poprostu na byciu obecnym? Otworzyć się na to co jest i z głębi obserwować to, co nam się przytrafia. Możę zamiast martwić się, że coś nie wyszło, albo że coś wydaje się być nie tak- poprostu być i skupić się na tym co mamy tutaj do zrobienia?
Na złapaniu ulotnego i niedefiniowalnego JA. Odklejeniu się od wszystkkich etykiet i znaczeń, które przykleiły się do nas od momentu narodzin. A każda z tych etykiet zasłania nam to, co ważne i niezmienne.
Jak chmóry pojawiające się na niebie, które zasłaniają Słońce, blokując nam dostęp do jego promieni.
Jakże istotnych.
Warto odkleić się od tego wszystkiego i poznać siebie na nowo. Wtedy to, co już dla nas niezauważalne, stanie się widoczne i oczywiste. Przynosząc ze sobą szczęscię, które przegapiamy na codzień.
Dzieje się tak, ponieważ ciężar określeń i pozorów, które nakładamy na rzeczy i zdarzenia, obciąża nas. Powoduje, że nasz wzrok kieruje się do dołu, pozostaje w tendencji spadkowej, pogrążającej się. A jedyne co widzimy, to albo już zaledwie cień przeszłych szczęść, które już nas opuściły (pozornie), albo to co jest na dnie: cięższe wibracje, przeszkody i pułapki myślowe w które wpadamy.
Należy wtedy podnieść wzroki ku górze, zostawić smutki tam gdzie ich miejsce. A uwagę skupić na tym co na górze. Skierować swoją linię życia w stronę marzeń i ich realizacji, w strone poznania siebie, tego kim/czym w gruncie rzeczy jesteśmy. Nagle okarze się, że szczęście wcale nas nie opuściło, tylko my przestaliśmy na nie patrzeć.
Szczęście porównałbym do motyla. Jest delikatne i subtelne, a zarazem oczywiście wyraźne, że tym właśnie jest. Jest lekkie, więc nie znajdziemy go na dnie, a jedynie wtedy, gdy sami zaczniemy się do niego zbliżać.
A pierwszym krokiem jest podnieść wzrok ku niebu i tak już trzymać, szczególnie wtedy gdy sie potykamy.
P.S. Pisząc wzrok, nie chodzi o zmysł wzroku, lecz nasze postrzeganie ;)
Pozdrawiam i udanych lotów ;)
<3 J :))