Rozdział 15
Wielki dąb
Śmierć. Każdy prędzej czy później będzie musiał się z nią zmierzyć, bez wyjątków. Gdy miałam pięć lat, mój ojciec zginął w wypadku samochodowym. Biały dywan śniegu powoli znikał z ziemi. Na naszej farmie zaczęło rozkwitać życie nie tylko roślin. Easy i Lullaby dały na świat dwa przepiękne stworzenia, jakimi są klaczka od Easy, Euforia oraz ogierek od Lullaby, czyli Lucky. Jechałam rowerem tunelem leśnym w stronę miasta, gdzie miałam się spotkać z Olivią i jej kuzynem. Po kilku minutach byłam na miejscu. Oparłam rower o nóżkę i usiadłam na ławce. Po drugiej stronie ulicy pojawiła się moja rudowłosa przyjaciółka w towarzystwie niewysokiego bruneta, jak mogłam przypuścić, jej kuzyna. Szybko do mnie dołączyli:
- Cześć Francis. To mój kuzyn odparła siadając koło mnie.
- Cześć, jestem Jake przedstawił się wyciągając przed siebie rękę.
- Hej, Francis. Miło mi cię poznać powiedziałam. Jesteś kuzynem Olivii, tak ?
- Dokładnie. Ruda mi dużo o tobie opowiadała powiedział i się zaśmiał. Podobno mieszkasz na farmie z końmi i posiadasz dwa swoje dokończył, siadając po mojej lewej stronie.
- Tak, to prawda. Olivia często do nas przyjeżdża, by nam pomóc. Często też jeździmy w tereny powiedziałam wspominając letnie wyjazdy nad jezioro.
- Ty to już o sobie niczego nie powiesz powiedziała rudowłosa dziewczyna wychylając się w stronę bruneta. Może cię to zaciekawi. Jake jeździe konno od niecałych czterech lat powiedziała dziewczyna przygryzając dolna wargę z uśmiechem.
- To może wrócimy na farmę i pojedziemy w teren ? zapytałam. Konie już dawno nie chodziły, a trochę ruchu im się na pewno przyda dokończyłam z zachwytem.
- Dobry pomysł powiedziała Olivia i wstała z ławki. PO kilku minutach drogi zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go z kieszeni. Dzwoniła mama:
- Cześć mamo. Jakiś problem ? zapytałam.
- Możesz wrócić do domu ? Jest problem z jednym koniem powiedziała smutnym głosem. Przestraszyłam się.
- Tak. Idę właśnie z Olivią i jej kuzynem, Jakiem na farmę. Zaraz będę powiedziałam i się rozłączyłam. Po wyjaśnieniu całej sytuacji moim kompanom, wsiadłam na rower i zaczęłam pedałować najszybciej jak tylko mogłam zostawiając przyjaciółkę i bruneta w tyle. Mieli niebawem do mnie dołączyć. Po zaledwie kilku chwilach jechałam polna drogą. Odstawiłam rower koło ganku i pobiegłam do stajni. Zastała zapłakaną Kate wtuloną w Dalię oraz Toma i Billa. W jednym z boksów było słychać znajomy głos naszego weterynarza, pani Rose. Szybkim krokiem podeszłam bliżej do boksu. Zastałam w nim weterynarkę Rose oraz wuja Billa. Oboje klęczeli nad siwym kucem, który ciężko oddychał, a wprawdzie dyszał. Kosta. Zszokowana rozdziawiłam usta i podniosłam prawą rękę do nich. Poczułam płynące po policzkach łzy. Kosta odchodziła. Śmierć. Dlaczego musi przychodzić tak nagle ? Siwa klacz coraz ciężej oddychała i miała pół przymknięte oczy. To ona wprowadziła mnie w sztukę jazdy konnej. Nie tylko mnie. Kate, moją uczennicę Magnolię i wiele innych ludzi. A teraz odchodziła. Nikt nie mógł już nic zrobić, tylko się z nią pożegnać. Bill podniósł się pierwszy i podszedł do ciągle zapłakanej Kate, natomiast Tom znalazł się kolo mnie, jako mój pocieszyciel. Pani Rose podniosła się w milczeniu, okrywając siwą klacz kocem. Wychodząc z boksu spuściła wzrok i pokręciła przecząco głową. Po kilku minutach stajnia opustoszała. Olivia i Jake wrócili do domu, gdy dowiedzieli się co się stało. Prawdopodobnie Dalia powiadomiła także Felixa, ponieważ pojawił się w stajni. Siedziałam w boksie klaczy, głaszcząc ją po krótkiej oraz miękkiej szyi. Koło mnie przykucnął czarnowłosy chłopak i cicho odrzekł:
- Nie powiem, ze będzie dobrze, ale każdy kiedyś musi stanąć twarzą w twarz ze śmiercią powiedział i dotknął mojej ręki, którą głaskałam szyję klaczy. Oparłam głowę o jego ramię, a po policzku popłynęła mi następna łza. Oderwała się od mojej twarzy i spadła na szyję Kosty. Minęło niewiele czasu, przynajmniej takie miałam przeczucie. Teraz minuty biegły szybciej, a siwy kuc przy którym cały czas czuwałam coraz ciszej dyszał. Nagle cisza. Dyszenie ustaje. Bicie serca ustaje. Czas życia Kosty się kończy. Teraz jest gdzieś w jakimś końskim raju. Kilka dni później poszłam na pastwisko, gdzie stał wielki dąb. Tam Kosta się narodziła i spędzała swój wolny czas. Wyciągnęłam z kieszeni scyzoryk i wyryłam na korze imię siwej klaczy. Na koniec dodałam od siebie cztery słowa:
- Będziemy o tobie pamiętać odrzekał cicho i wróciłam do domu.
Źródło zdjecia: www.weheartit.com
Inni zdjęcia: 28/05/2025 sabiiprocederzaopiekuj sie mną mocno tak... sabiiprocederPoznań kataviiGKS Katowice vs Lech Poznań mr0w4Natury nie zmienisz samysliciel35MOJE NOWE GWIAZDKOWE KOLCZYKI xavekittyxZ synem nacka89cwa1487 akcentovaPrzy Koloseum synuś nacka89cwaDajcie ciepło juliettka79