no i mamy święta...
a ja w tym roku truję rodzinę własnoręcznie mieszanymi babkami. a co ;D
od dwóch dni romanuje z "Hamletem". zatrzymałam się na akcie trzeciem scenie drugiej i za nic nie moge przebrnąc dalej. ale wierzę w siebie.
tak wogóle wiosna i motyle (tak, te w brzuchu) to połączenie idealne, nie? ;D
mam nadzieje tylko, że wczorajszy dzień nie był jednym wilekim primaaprilisowym żartem. byłoby mało śmiesznie.
i sms o drugiej w nocy od Kici jeszcze raz dziękującemu za przyjazd, życzenia i prezenty odczytany dziś rano wprawił mnie w dobry humor na cały dzień. ot, jak niewiele mi potrzeba ;]
a w głośnikach stare, odkurzone smety, m.in. to:
Myslovitz - Mieć czy być
czyli delikatne nawiązanie do książki wymienionej wcześniej.
coś za często tu bywam ostatnio...