Cała się trzęsę.
Nie wiem, co mam pisać, jestem zupełnie rozkojarzona i strasznie zdenerwowana.
Chcesz tak wyglądać, jebany grubasie? Dobrze ci było? Fajnie było być otyłym i mieścić się tylko w rozmiar 46?
Nie potrafię wyjaśnić, co się ze mną działo. Ale z namysłem używam czasu przeszłego, koniec tego, koniec, koniec, koniec!
Ważę 72,8. Przytyłam prawie 5 kg. Od kiedy? Trudno powiedzieć. Równia pochyła tak naprawdę rozpoczęła się razem z początkiem mojej choroby w październiku. Już wtedy moim priorytetem stało się wyzdrowienie, przeżycie poranka, dnia, tygodnia, miesiąca, semestru, a nie walka z tuszą.
Nadal jest mi mega ciężko. Czuję, jak choroba mnie wyniszcza, pomału, ale sukcesywnie. Leczę się psychiatrycznie, uczęszczam na terapię, łykam mnóstwo leków. Jest mi MEGA ciężko, jak nigdy nie było. Totalnie sobie nie radzę. Mam problemy ze snem, z nauką, ogólnie z chęcią do życia. Balansuję gdzieś na krawędzi mojej nerwicy lękowej i depresji.
Gdzie w tym mam znaleźć chęć, motywację, radość ze zdrowego trybu życia, odchudzania, sportu? Nie potrafię. Jedyna radość, odskocznia to zjedzenie czegoś na wieczór, chwila spokoju, ukojenia po koszmarnym, nerwowym dniu, pełnym ataków histerii, odruchów wymiotnych, biegania do łazienki.
Jak mam jeść regularnie, skoro do powrotu z uczelni, przez cały dzień, mam odruchy wymiotne po przełknięciu nawet łyka wody? Od rana do wieczora nienawidzę jedzenia. I nie jem. Wracam i jem wszystko. Nie potrafię, nie umiem inaczej. Nie potrafię nic przełknąć z tych nerwów, wszystko staje mi w gardle, duszę się.
No i wieczne bóle głowy. Codzienne. Wlekę się na siłownię, a moją czaszkę rozsadza ból, na który nie działają nawet leki od neurologa. Jak mam skakać, biegać, ćwiczyć, skoro rozwala mi łeb? Może to z głodu. Ale co mam z tym zrobić?
MUSZĘ JAKOŚ DAĆ RADĘ.
Co by się nie działo. Mam cel i dążę do niego. Będę do niego dążyła za wszelką cenę. Dziś robię pierwszy krok, dzięki mojemu ukochanemu chłopakowi. Piszę tutaj z nadzieją, że jeszcze tu jesteście i pomożecie mi. Zrobię wszystko, co mogę, by wrócić do dawnego życia. Mimo że nie mam motywacji, chęci, siły. Mimo że nie potrafię normalnie jeść. Mimo że w dupie i udach mam pewnie z 10 cm więcej.
Ćwiczenia, ćwiczenia, ćwiczenia. Regularne jedzenie, co wydaje mi się teraz zupełnie niemożliwe, ale zobaczymy... Rolki, spacery, bieganie. PISANIE BLOGA.