jestem furiat oczekujący cudu bez trudu, pełną parą, na cały regulator.
pretendujemy do miana ludzi dorosłych, a zachowujemy się jak dzieci. wytykamy innym błędy, które sami popełniamy, unikamy patrzenia w oczy. z dnia na dzień świat robi się coraz bardziej chory, podejmujemy działania sprzeczne z naszymi wartościami, wymagają od nas, abyśmy te wartości dostosowali do innych.
kolejna szklanka soku z pomarańczy, wreszcie mogę spać do oporu i oglądać 'lie to me' bez wyrzutów sumienia, że powinnam pisać prezentację. wychodzę na balkon, zapalam papierosa i głęboko się zaciągam, patrząc na osiedle, na którym żaden blok nie pasuje do pozostałych. jestem taki trochę pan mruk, dlatego mówię średnie, mierne brednie hermetyczne jak pudełko, mało rzeczy do siebie pasuj, część jest nie tak, jak chciałam, ale wreszcie mam siłę, żeby się z tym zmierzyć i sprowadzić je na dobrą drogę. ulicami płynie sto procent naturalny sok pomarańczowy, siedząc na trawie otwieramy kolejną butelkę wina i zapijamy nią dom pełen paranoi, egzaminy, które nie mają ochoty się skończyć, wznosimy toast za masę wakacyjnych planów, które wciąż i wciąż krzyżuje deszcz. cała gorycz, na którą zdarza nam się trafić, zagryzamy czekoladą, wiosna, wino i czekolada to chyba najlepszy zestaw na obecny stan psychiczny. i Fisz, dużo, dużo, dużo Fisza.
nie, nie zaangażuję się. tak jak obiecałam. nie jest mi z tym jakoś specjalnie źle, chyba nawet wręcz przeciwnie, mam przynajmniej świadomość, że zawsze mogę się odsunąć, uciec do krainy czarów, gdzie z herbatą czekać będzie na mnie boski Johnny.