photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 21 GRUDNIA 2015

Far far away.

Krótka historia o tym jak Barbarka przerzuciła się z miłości do parskających i hasających po polu koników na konie mechaniczne. Za kółkiem czuję się po prostu niesamowicie.
Wspaniałe uczucie.Karmisz głodnego smoka, wsiadasz i jedziesz przed siebie. Jeśli jest coś co uwielbiam robić, to właśnie jazda samochodem. Po prostu jadę, niewiele mysląc, w stronę zachodzącego słońca, by jak najdłużej chłonąć te kolory. Mogłabym spać w samochodzie. Mieszkać. Być ciągle w drodze. Mieć taką pracę.
A może teraz mi się tak tylko wydaje, bo nie mogę znaleźć swojego miejsca, a w domu czuję się jak kosmita.


Trening wyciąga mnie z apatii.

Kroniki Diuny nie spełniają jeszcze swojej roli, choć z drugiej strony  przeczytałam zaledwie  37 stron, a ustrojstwo to ma kilka tomów, więc nie gaszę w sobie nadziei, że coś konstruktywnego się jeszcze wydarzy.


Mapa Tatr leży i patrzy się na mnie.

Czasem musisz otworzyć kiepsko zasklepione rany, przypalić je i pozwolić, żeby zagoiły się tak jak trzeba. Wybaczyć sobie i innym. Wyciągnąć wszystko co najlepsze z minionych zdarzeń i z sercem wojownika wyruszyć w dalszą podróż.


Mam ochotę wywrócić siebie na drugą stronę. Rozpaść się w nicość. Zamknąć oczy i zniknąć.

Coraz częściej jestem w punkcie na sekundę przed opuszczeniem tego świata. Żyć tak, by niczego nie żałować. Słuchać swojego głosu.
Tylko wszyscy wokół tak strasznie głośno krzyczą, a dobry czas pędzi tak szybko.

Zostawić po sobie dużo dobrego i przeżyć wspaniałe przygody. Bo o czym będę pamiętać pod koniec życia? Na pewno nie o ilości zer na moim koncie.

I to uczucie, kiedy przyjeżdżasz o 2 w nocy na stację benzynową, chcesz zatankować, a tam okazuje się, że zamknięte i musisz strasznie śmiesznie wyglądać na nagraniu z nocnej kamery.

Mam takie przedziwne przeczucie, że wszystko tutaj się pokończyło, zamykam poszczególne sprawy jak oczka w szaliku na drutach i od stycznia zacznę już całkiem nowy rozdział, jak na Nowy Rok przystało.
Patrzcie jaki człowiek jest optymistyczny, mimo wszystko zakłada, że dane mu bedzie dożyć, choć równie dobrze jutro może go trafić po prostu jasny szlag.
A tak naprawdę to atmosfera tego miejsca tak dziwnie na mnie wpływa. Kiedy pracuję nie mam czasu na takie rozkminy.
"Sama nie nudzę się nigdy, w towarzystwie czasem".
W ogóle jaki imperatyw sprawia, że tutaj siedzę? Mogłabym być szczęśliwa w jakimś namiocie pod gwiazdami, grzejąca stópki przy ognisku, okutana w ciepły koc. No tak, święta. Grzybowa i pleśniak. Zapomniałam.
Na namiot i ognisko przyjdzie jeszcze czas.


Alaaaasko moja Alaaaaaaskooooooooooooooo,
Choć na twych ostępach  wilki wyjąąąąąąąąące
i poprzez blask zorzy łosie tupiąąąąąąąące
Me serce do twych progów zmieeeeeeerzaaaaaaa
By zasmakować w mięsiwie dzikiego zwieeeeeeerzaaaaaaa.


Borze.
Gdzieś coś było, że prerie i pampasy, mchy i porosty.


Lubię pisać, moge później popatrzeć po jakich ścieżkach wędrują moje myśli. Wszystko to oscyluje między bezgranicznym smutkiem, a ogromem radości i szczęścia. Brakuje mi czasem kogoś, kto by mocno mocno mnie złapał i zatrzymał tę karuzelę, znalazł jakiś środek ciężkości, wyrównał to wszystko.
Czuję, że cały pic polega na tym, żeby samemu być dla siebie taką własnie osobą.

W dodatku wyszła nowa płyta Conjure One, która wywala mój mózg w inny wymiar. Jak tu funkcjonować.

W takich momentach najlepiej pobiegać po domu, pośpiewać na cały głos, pokręcić się dookoła własnej osi, zamknąć oczy i uśmiechnąć się do siebie. Jak nikogo nie ma. (Biedni Angole. Oni nie moga wyrazić czegoś takiego jak śpiewać i pośpiewać, kręcić i pokręcić, pieprzyć i popieprzyć. Wszystko to muszą wyrazić za pomocą czasu.......Ups.Taki mały filolog mi sie włączył.)

Dlatego chciałabym mieć swoje mieszkanko. Kawałek przestrzeni, w która wcisnę moje wymarzone łóżko,półkę z książkami,głośniki, lampkę i sprzęt na wyprawy, z malutką łazienką w której będzie ciepło i będę mogła śpiewać ile wlezie, przytulną kuchnią, w której będę siedzieć i pić herbatę opatulona w szlagfrog (etymologia słowa tylko dla wybranych), zajadając pankejksy z syropem klonowym i wielkimi oknami z widokiem na jakieś piękne miejsce.

Równie dobrze mogę mieć samochód, supernamiot, turbokuchenkę, ekstraciepły śpiwór i wygodny materac. Myć się o świcie wodą  z butelki na jakimś odludziu w promieniach wschodzącego słońca, albo podczas epickiej burzy w górach wodą lecącą z rynny jakiejś drewnianej rudery na końcu świata. Schować się do namiotu i słuchać żywiołu szalejącego dookoła, czując się jak mróweczka w obliczu całej tej potęgi.

Tak w ogóle to siedzę pod Koszalinem i daleko do spełnienia tych marzeń. Ale nic to.Zamykam oczy, siedzę w schronisku. W pokoju w Teddington. Przy stoliku w Shambles. Na ławce parku. Na siedzieniu pasażera obok Szejka. Na rynku w Krakowie. Na piętnastym piętrze wieżowca w Warszawie. W ćwiczeniówce. Na siłowni. Na szczycie Rysów.


Conjure One- Holoscenic


Zdrowo mi odpierdala.