o rajusiu. Dawno mnie nie było. Żadnych nowości. Znalazłam forum/czatowe coś dla samobójców. Boję się tam napisać o swoich lękach, strachu. Nie chcę wyjść na idiotkę, która " wciąż się żali / użala / narzeka / marudzi / dramatyzuje ". Totalny brak zrozumienia. Mój umysł mnie przytłacza. Czarne scenariusze rodzą się w zastraszającym tempie. Już nie śpię spokojnie. Boję się o jutro. Boję się o Ciebie. Boję się o nas. Dwadzieścia dwie minuty po północy. Ekran tak bardzo drażni opuchnięte od płaczu oczy. To nie jest normalne, żeby płakać po każdej kłótni, po każdym niedopowiedzeniu, po każdej wolnej odpowiedzi prawda? Zatracam się, przejmujesz kontrolę. Postradałam zmysły. Jestem Tobą. Tobą w innym miejscu. Tobą w innym domu. Tobą w innym ciele. Zakończę to smutanie optymistycznymi wieściami o zapaleniu gardła i krtani. Grr... Chcę znów móc śpiewać do gitary i nie krępować się w mówieniu. A propos gitary - Chester był u pana doktora. Przypiłował mu progi. Mówi, że będzie żyć. Gryf zaczyna się prostować. Warto byłoby zewrzeć zwieracze i zacząć grać, lecz brak motywacji i tej nutki weny przeszywa niemal anorektycznie me cielsko. Pochwalę się zakupem książki. " Ostra gra ". Przymierzam się do zaupu " Pięćdziesiąt twarzy Greya ". Mrr. Nutką optymizmu kończę notkę. Branoc. Karaluchy pod poduchy. Słodkich koszmarków. Ave. I te pee, i te dee. :-*