huuuh, wyszarpane zneta. Kocham to zdjęcie. Przerażające, aczkolwiek piękne. Nie będę spamować przecież swoim ochydnym pyskiem. Noo to ten. Staram się przytyć, ale im bardziej się staram, tym bardziej chudnę. Starania dość mocno odchylają się od celów. Jak zawsze z resztą. Ale kurde, wypadałoby przytyć. Wyglądam jak anorektyczka, które żre "śmieciowe żarcie" i dalej chudnie. Super po prostu. Nadomiar złego, w środę dentysta. Znowu pewnie wyleje się trochę znieczulenia i zdrętwieje mi pół mordy, oraz kiedy zejdzie znieczulenie, z bólu zacznę kopać w kalendarz. Genialnie! No i kończą się ferie. Ani razu nie poszłam spać o "przyzwoitej" godzinie. Nie ma to jak nocny tryb życia. No i oczywiście - piękne poranne wory pod oczami. A z resztą. Zwykłe sprawy przyziemne. I tak wszyscy skończymy jednocześnie. Never mind. Moja psychika cierpi. Krzyczy niemym wrzaskiem. Czeka, aż ktoś usłyszy cichutki szloch duszy. Czeka na ratunek, który nie nadchodzi... To by było na tyle przemyśleń, żalów i płaczu duszy. No to branoc. Czy coś...
Zabijamy się powoli.
Sami o tym nie wiedząc.