Obróciłam się. Ona pachniała zupełnie tak, jakbym stała o 7:00 na korytarzu, czekając na Twoje kroki. Obróciłam się ponownie. W jej twarzy ujrzałam Twoją. Obróciłam się raz jeszcze. Tę piosenkę Ty mi puściłaś w pewien jesienny wieczór. Pamiętam, przegryzłaś wtedy wargę, gdy opowiadałam o tym, co... Obróciłam się. Bo ktoś inny. Obcy. Nie Ty. Żadna z Was.
Każdą rozmowę rozpamiętuję. Nie pozwolę ulecieć słowom, w które tak wierzę. Które już nas nie dotyczą. I obracam się nieustannie. Obracam...
___________________________________________
Łyżeczką wierciłam dziurę w dnie kubka, choć to nie przystoi. Nie miałam odwagi podnieść wzroku. Siedziała obok mnie w milczeniu. Często tak bywało. Znowu narozrabiałam. Nie wiem czego oczekiwała. Może powinnam po prostu zebrać swoje rzeczy. Grzecznie przeprosić, podziękować i zniknąć raz na zawsze. Wielokrotnie tak robiłam, a później skomlałam pod jej drzwiami, prosząc, by mnie wpuściła. Za każdym razem - ostatni raz. To była jej wina, że pozwoliła mi zakodować ten adres. Jej wina, że tylko ten numer telefonu znałam na pamięć... Jej, że pozwoliła mi wejść.
Pamiętam pierwszy raz. Roześmiane oczy i czerwone usta. Miała włosy luźno spięte i pojedyńcze kosmyki wdzięcznie spadające na twarz. Zażartowała z czegoś zupełnie nieistotnego. Uśmiechnęłam się niepewnie. Położyła mi rękę na ramieniu, jakbyśmy znały się od lat. I odeszła. Byłam pewna, że nigdy więcej się nie zobaczymy.
Drugi raz. Siedziałam w rogu, czytając książkę. Ktoś przychodził, wychodził, ktoś coś zamawiał. Podniosłam na chwilę wzrok, by rozejrzeć się po twarzach. Siedziała trzy stoliki dalej. Rozmawiała z kimś, pijąc kawę. Była poważna. Zupełnie inna, niż zapamiętałam. Tylko kolor ust ten sam. I włosy. Przyglądałam się jej przez dłuższą chwilę. Musiała to poczuć, bo na ułamek sekundy nasze spojrzenia się spotkały. A potem wstała. I wyszła. Nie oglądając się za siebie.
Trzeci raz. Ulica. Zauważyłam ją, stojącą przy jakiejś witrynie sklepowej. Odpalała papierosa. Było jej chyba zimno, bo mocniej ściągnęła płaszcz przy szyi. Zatrzymałam się obok, udając, że szukam zapalniczki. Po chwili wyciągnęła do mnie rękę ze swoją. Podziękowałam. Przyjrzała mi się i przez moment odniosłam wrażenie, że chce coś powiedzieć. Zadzwonił telefon. Zgasiła papierosa i weszła do sklepu. Miałam jej zapalniczkę w kieszeni.
Czwarty raz. To był czyjś wieczór panieński. Wstałam, by zamówić kolejnego drinka. Z czarną kropką na nosie i dorysowanymi wąsami ruszyłam w stronę baru. Usiadłam, poprawiając kocie uszy na głowie. Nie zauważyłam, kiedy ktoś stanął obok mnie. Czerwone usta. Kosmyk. Uśmiech. To był moment. Zapytała, czy mam dobrą pamięć. Nachyliła się i powoli zaczęła wymieniać cyfry, patrząc mi w oczy. Wróciłam do stolika z drinkiem i numerem telefonu zapisanym w głowie.
Uparcie wierciłam dziurę w dnie tego przeklętego kubka. Wciąż nic nie mówiła, ale czułam, że mi się przygląda. Podniosłam głowę. Patrzyła na mnie tymi swoimi migdałowymi oczyma i wiedziałam, że one mówią wszystko. A ja wcale nie mam nic do powiedzenia.