Kiedy byłam mała, dziadek powtarzał, że pierwsze piętnaście minut po przebudzeniu, są zwiastunem humoru na cały dzień.
Miałam mądrego dziadka.
Obudziłam się ze łzami w oczach, tłuszczem między palcami, napiętnowaniem psychicznym gnieżdżącym się pomiędzy opuchniętymi powiekami. Nie chcę tak żyć. Nie chcę codziennie przepraszać wzrokiem każdej wystawy sklepowej, nie chcę słów "smacznego", nie chcę tej całej bożonarodzeniowej szopki, nie chcę wieczorów z kieliszkiem i paczką mocnych papierosów. Nie chcę żyć. I niczego tak bardzo nie pragnę jak żyć...
ś: jogurt jogobella - 90kcal
o: pomidorowa - 310kcal
p: mandarynki - 80kcal
k: jajko na twardo, pomidor, 2x wasa, dwa plasterki chudej wędliny - 200kcal
razem: 680kcal
- 100 brzuszków
- 100 skłonów
- bieg w miejscu: 10min.
- nożyce: 20
- przysiady: 50
- skręty tułowia: 50
- krążenie bioder: 50
- unoszenie nóg: 20x jedna
Mój limit to 900kcal. Nie zamierzam schodzić poniżej 500kcal, głodówki również odpadają, żadnych senesów/sudafedów/herbatek. {nie liczę płynów, bo herbaty/kawy nie słodzę, a poza tym tylko woda}
Miałam się dziś zważyć, zapomniałam, więc zrobię to jutro.
A potem kolejne ważenie: 19.12