Zła Droga
Stałem na środku ulicy, otulony żółtym światłem rzucanym przez latarnie. Był zimny wieczór, co jakiś czas otulał mnie nieprzyjemnie chłodny powiew wiatru. Oddech miałem nienaturalnie szybki, byłem zmęczony po ciężkim biegu. Uciekałem. Uciekałem przez rzeczywistością, która zaczęła mnie przytłaczać. Już w dzieciństwie nie miałem na kogo liczyć, myślałem, znów zaczynając biec. Cisza otaczająca mnie zewsząd była nurtująca. Już od jakiegoś czasu taka atmosfera panowała wokół mojej osoby. Ludzie myślą, że takie zachowanie pomoże po stracie bliskiej osoby, jedynej jaką miałem. Reszta osób jaka mnie otaczała należała jedynie do tych fałszywych, którzy się do Ciebie uśmiechają, a gdy tylko spuścisz ich z oczu, obgadują Cię po kątach. Myślałem dalej, dając tym myślom kierować szybkość mojego biegu. Słyszałem jedynie swój oddech jak i szum wiatru, opływający moje ciało. Byłem jednak zbyt zaangażowany we własne przemyślania, by dłużej się nad tym zastanawiać. Poznałem ją niedawno, pomyślałem, zaraz przypominając sobie nasze pierwsze spotkanie. Uśmiech sam cisnął mi się na usta. Doszło do tego na Starym Rynku, na którym to niechcący zagapiwszy się, wpadłem prosto na nią. Zacząłem przepraszać, ona jednak nie chciała tego słuchać. Dziewczyna, o długich, kasztanowych włosach przyrzekała mi, że nic się nie stało. Ja jednak się uparłem, zaprosiłem ją na kawę. Zgodziła się. Okazało się, że mamy wiele zainteresowań, lubimy ten sam rodzaj muzyki, pijemy identyczną kawę, śmieszą nas te same rzeczy.
Pot powoli zaczął kapać z mojego czoła, ja jednak nie przestawałem biec. Zmęczenie dopadło mnie już jakiś czas temu, byłem jednak zbyt zajęty przemyśleniami by pozwolić je sobie odczuć. Ona była idealna. Wymieniliśmy się numerami. Następnie zaprosiłem ją na koncert, było niesamowicie. Każdy dzień w którym się nie widzieliśmy był dniem straconym. Codziennie jednak rozmawialiśmy i śmieliśmy się przez telefon opowiadając przeróżne historię. To był niesamowity początek naszego związku.
Skręciłem w stronę parku. Było tu nieco ciemniej, latarnie były świeciły delikatniej. Zapach kwitnącej lipy wdarł się do moich nozdrzy i wywołał kolejne wspomnienia. Park. To dokładnie tutaj, pomyślałem przenosząc wzrok na miejsce przy fontannie, gdzie miał miejsce nasz pierwszy pocałunek. Tamten dzień pamiętam niemal tak dokładnie, jak dzisiejszy.
Przełknąłem ślinę, na chwilę zamykając oczy. To wszystko bolało, a ja nie mogłem sobie z tym poradzić. W tej ciemności ujrzałem kolejną scenkę, która miała miejsce niedługo po pocałunku. Poszliśmy do jej mieszkania, szczęśliwi jak dzieci. Zanim zdążyliśmy się zorientować był już poranek, a my zdążyliśmy w pełni skonsumować nasz związek. Kolejne dni upływały szybko. Oświadczyłem się jej również w tym parku, dokładnie w tym miejscu gdzie nastąpił pocałunek.
Moje nogi wydawały się być z waty, biegłem jednak dalej. Do oczu napłynęły łzy, gdy minąłem kościół, w którym się poślubiliśmy. To był wielki dzień, wspominałem. Westchnąłem, dusząc w sobie płacz. Dalej jedynie cieszyliśmy się mogąc lepiej siebie poznawać, a następowało to z każdym dniem. Niedługo nasze nawyki stały się dla nas oczywiste. Znaliśmy się niemal na wylot, bardzo ją kochałem. Była dla mnie wszystkim, a ja byłem wszystkim dla niej.
Zorientowałem się, że przebiegam obok naszego małego domku, w którym zamieszkaliśmy niedługo po ślubie. Z tym miejscem wiązałem wiele wspomnień, jednak jedno, które miało znaczący wpływ na nasze życie stanęło mi przed oczami. Był to słoneczny wtorek, szykowaliśmy się do wyjścia na plażę, gdy usłyszałem jak Ona mnie woła. Natychmiast przybiegłem uśmiechając się od ucha do ucha, ciesząc się, że w jakiś sposób może będę mógł jej pomóc, uszczęśliwić. Jednak tym razem ona uszczęśliwiła mnie. Dowiedziałem się, że jest w ciąży. To była niesamowita informacja.
Znów skręciłem i wbiegłem na ulicę. Zmęczenie stawało się coraz silniejsze, nie wyczuwałem jednak tego. Byłem w stanie agonii, przytaczając sobie wszystkie te wspomnienia związane z nią. Uszczęśliwiały mnie, jednak nie tak bardzo jak ona sama.
Biegłem jeszcze szybciej, a niedługo ku moim oczom rozciągał się widok na panoramę miasteczka, ze wzgórza. Mój wzrok skupił się wyłącznie na szpitalu. Tam właśnie stało się to, co niestety było nieuniknione. Ona.. zmarła. Tamtego dnia niestety również nie zapomnę; nie można zapomnieć chwili, gdy straciło się kogoś najważniejszego w życiu. Jednak wtedy zyskałem również Ją, moją małą córeczkę. Tylko ona trzymała mnie przy życiu. Była w chwilach, gdy zaczynało mi się kręcić w głowie, była ze mną gdy płakałem i wykazywałem oznaki słabości. Gdy tylko pogrzeb się zakończył, zostawiłem ją z opiekunką i poszedłem pobiegać, to zawsze mnie wyciszało. Chciałem jakoś odreagować. Myślałem o samobójstwie, nie mogłem jednak zostawić mojej córeczki całkowicie samej. Nie miałem przecież nawet rodziny czy przyjaciół. Byliśmy zdani na siebie, ja i ona. Przez niecały tydzień moje życie się zmieniło, myślałem upadając w końcu prosto na twarz. Zmęczenie mnie dopadło, choć starałem się nie zwracać na nie uwagi. Po chwili coś mnie całkowicie oślepiło i przeraziło dźwiękiem, jaki z siebie wydało. Pociąg jechał prosto na mnie, ja jednak nie miałem siły się podnieść .. Moje mięśnie odmawiały posłuszeństwa, doszczętnie wykończone po długim biegu. Wizja śmierci była tak blisko, a ja nie mogłem temu zapobiec. Wziąłem ostatni oddech, próbując z całych sił się podnieść wśród łez, jakie wypływały z moich oczu. Nie zdążyłem. Ciężka maszyna ostatni raz zatrąbiła. Poczułem silny opór, napływ powietrza, słysząc zaraz trzask łamanych kości&
/ Suzan
Inni zdjęcia: TULIPANY ... part 7 xavekittyxZ Klusia :* patkigdTo sobie trochę poczekamy bluebird11Z najważniejsza:* patkigdBruno laughterlinessBransoletka z wisienkami otienDla Papieża Franciszka... halinamRaków Częstochowa - Śląsk wroclawianinCyrk patusiax395Casablanca modernmedival