zastanawia mnie po raz setny, czy kiedy czlowiek osiagnie pewien stopien euforii, samozadowolenia, radości, szęścia i wszystkich tych pozytywnych emocji to czy naturalna koleją rzeczy jest próba autodstrukcji?
czy ludzie zostali zaprogramowani tak, żeby nie być szczęśliwymi?
czy tylko kobiety uwielbiają robić problemy tam gdzie ich nie ma i komplikować sobie zycie?
trzeba z tym walczyć, jest za dobrze żeby przegrać ;).
10!
dużo radości!