Miałam dziś poćwiczyć, poniedziałek w końcu, ale mi nie wyszło. Rano zrobiłam tylko squat challenge dzień 3 i pośladki z Mel B. Na cardio nie miałam siły, a ABS już mi się nie chciało robić. Tak, wiem, leniwa jestem, ale powiedziałam sobie, że wieczorem zrobię resztę. Dupa, nie zrobię. Kotek przed chwilą wyszedł, tak mnie zmęczył tym "oglądaniem filmu", że ledwo się ruszam. Może pod wieczór bardziej się zmuszę do tego, w końcu to tylko pół godziny ćwiczeń... Ale najpierw Warsaw Shore i The Walking Dead. :D
Muszę ogarnąć ten znienawidzony angielski, ah jejku. Dobrze, że jutro tylko 4 lekcje. Lajtowy dzień, gdyby nie angol. Ale potem zakupy, bo trzeba korzystać z tego, że kończy się lekcje przed 12 i zrobić ostatnie zakupy przed studniówką, żeby nie zostawiać tego na sam koniec. I jeszcze muszę włosy podciąć, bo potem fryzjera nie zamierzam na oczy widzieć. ;)
Ale chce mi się już studniówek, chce mi się zatańczyć poloneza z moim Miśkiem, chcę z nim znów spędzić całą noc na zabawie, tańczyć z nim i pokazać wszystkim, że można wyjść z friendzone.
Szkoda tylko, że nie mamy możliwości, by spędzić którąś noc sam na sam...