Dziewczyny, muszę się Wam wyżalić.
Plany było ogromne, schudnąć do tych cholernych 50 kilogramów. Nie udało się, ba, nawet nie idę w dobrą stronę. ważę 72-73 kg i jestem sobą zawiedzona.
Od paru dni, codziennie wieczorem obiecuję sobie, że jutro będzie inaczej. I jest, ale tak jak zawsze.
Nie potrafię, nie umiem, a może nie chcę schudnąć? Dziewczyny, ja marzę o ciele szczupłym. Lekkim, zgrabnym. To nie jest skomplikowane, przecież tyle osób już schudło... :(
Idę w drugą stronę, pewnie niedługo przytyję. No bo niestety, teraz jem wszystko co popadnie. Oczywiście tylko po południu, bo wieczorem i rano, tak jak mam w zwyczaju - głodzę się.
Wiem, że tak nie wolno! Ja to doskonale wiem. Znam zasadę zdrowego odżywiania i regularnych posiłków. I co z tego? Całe nic. Nie mam motywacji, każdego dnia sobie powtarzam: zacznę od jutra. Chce mi się płakać, rzucić o ścianę tymi marzeniami i jeść...
Jeżeli się nie ogarnę, jeżeli jutro ponownie zawalę... Nie wiem co sobie zrobię. Nie, nie zabiję się. Ale rozpłaczę się tak strasznie i... i zjem Twixa. Oto mój machanizm. Może ja jestem stowrzona, by być grubasem?!
Nie oczekuję od Was niczego, możecie jako anonimowe użytkowniczki mnie wyzywać. Nie obchodzi mnie to. Ja musiałam to gdzieś napisać, ot tak sobie.
Dam znać, czy jutro nie zawaliłam... Nie wierzę w siebie, nie mam siły!