takie nogi mniej wiecej miala jak wazylam 47kg. przepraszam, ze takie pomazane, ale mam dosc charakterystyczny pokoj, i nie chce zeby ktos ze znajomych (jesli sie napatoczy) sie zorientowal, a bron boze moja mama, ktora sobie czasami na photoblogi zaglada. dzis w miare ok, pierwszy dzien zmiany na lepsze. wyzulam paczke gumy do zucia, aby opanowac kompuls. na rower mi sie nie chce wsiadac, ale pewnie za 1-2 godziny sie zmobiluzuje i pojezdze.
<mysl o chudym ciele, o chudych nogach, o wystajacych kosciach...).
co robicie jak was bierze ochota, zeby rzucic sie na jedzenie? mi w ostatnich czasach puszczaly wszelkie hamulce i jadlam, jadlam i jadlam (zabawne, ze jak sie wpierdziela to sie nie mysli o konsekwencjach). to jest jak narkotyk... nie wiem jak to opanowac. dzisiaj mi sie udalo, ale co bedzie jutro, pojutrze? boje sie.