Dziś przybywam bardzo zatroskana. Wisi nade mną to straszne uczucie niewiadomy, stres, niepewność i lęk. Czuję ten ciężar tak często, że każdą chwilę bez niego dokładnie zapamiętuję, delektuję się nią, staram się wycisnąć z niej jak najwięcej. Kiedyś w podobnych stanach, myślałam sobie 'byle do..'. Teraz nie mam takiego punktu odniesienia. Wszystko, co będzie za tydzień, za miesiąc, za rok, wydaje mi się równie straszne.
Dużo martwię się o swoją przyszłość, ale doszedł też strach o J. Prawdopodobnie będzie musiał mieć trzecią już operację. Poza tym.. Myślałam, że podjął dobrą decyzję, że znaleźliśmy fajne miejsce do życia i pracy. Tymczasem okazuje się, że pracodawca jedno mówił, a drugie robi. J. robi kompletnie nie to co chciał, zresztą słowo 'robi' jest tu nieodpowiednie - prawie nic nie dają mu robić samemu, więc jak ma się tego nauczyć? Jest na stażu, to ostatni moment na naukę, potem już każdy będzie od niego wymagał umiejętności leczenia. Tutaj dochodzimy do tego, o czym pisałam ostatnio - czasem w życiu trzeba umieć upomnieć się o swoje, postawić się. Moim zdaniem nie ma nic do stracenia, powinien pójść do szefa (a serio nie ma daleko, nawet gdyby ten chciałby go unikać) i powiedzieć, że inaczej się umawiali i że trzeba coś z tym zrobić. Albo chociaż delikatnie zapytać, kiedy będzie robił to, o czym było mówione i jak ma się nauczyć samodzielności, skoro niczego go nie uczą. Nie mówię nawet, że to da efekt na już (choć może), ale chociaż będą musieli się jakoś do tego odnieść, a może myślą, że jemu ta sytuacja odpowiada. Cokolwiek. Nie znoszę narzekania bez podejmowania działań, a J. siedzi tam cicho jak mysz pod miotłą, chociaż jest niezadowolony. Dziś się wkurzyłam, bo powiedział mi na to "to nie jest takie łatwe jak myślisz". No z całym szacunkiem, ale niemiłe rozmowy z pracodawcami przebyłam w ilości: dużo. Nie wiem, może ludziom wydaje się, że jestem taka twarda i stanowcza, że nic mnie to 'upominanie się o swoje' nie kosztuje. A ja przeżywam to jak każdy przeciętny człowiek, stresuję się takimi rozmowami, trudnymi konfrontacjami. Po prostu bardziej niż chwilowy silny dyskomfort, uwiera mnie długotrwały wkurw i frustracja.. Np. dziś przyszłam do szefowej powiedzieć, że moje praktyki powinny polegać na tym i na tym i po to będę przyjeżdżać jak to rzeczywiście będzie wykonywane, a nie że siedzę tam 8h i marnuję czas. Zgodziła się ze mną, była miła, wyrozumiała. Oczywiście dokończyłam to, co zostało mi zlecone i pojechałam do domu. Niektóre pracownice patrzyły na mnie po tym krzywo, bo pewnie nie wyobrażały sobie, że tak można. J. robił praktykę rok temu w tym samym miejscu i siedział tam bite dwa tygodnie, po 8h i albo przeglądał internet, albo przerzucał nic nieznaczące papiery, nawet nie to, że był im potrzebny. A wystarczyłoby najzwyczajniej w świecie odważyć się odezwać.
4 PAŹDZIERNIKA 2019
26 WRZEŚNIA 2019
12 WRZEŚNIA 2019
21 SIERPNIA 2019
13 SIERPNIA 2019
8 SIERPNIA 2019
29 LIPCA 2019
8 CZERWCA 2019
Wszystkie wpisy