Miałam nie dodawać zdjęć tatuaży nigdy. Jednak to jeden chuj. I tak kompletnie nic z moich planów nie wychodzi. Porzucam wszelkie marzenia i cele.
Jestem jak chorągiewka targana na wszystkie strony świata. Nie mam już żadnych wartości i priorytetów. Jestem pusta.
Najprawdopodobniej zawsze taka byłam, jednak łudzilam się, że jest inaczej. Nie piszę tego, żeby pisać, jak mi źle i jak to biedna Sylwia jest pokrzywdzona przez życie, bo przecież inni mają gorzej. Jeszcze nigdy nie byłam taka zawiedziona sobą, nie światem tylko sobą. Kim się stałam? Co ja najlepszego narobiłam? Świadomość tego, że już nigdy nie powrócę do tego stanu sprzed wypadku wprowadza mnie w prawdziwy stan paniki, nad którym nie umiem już panować. Zbieram myśi, by po chwili zapomnieć o wszystkim. Nie chce mi się otwierać ust, mówić i tłumaczyć czegokolowiek komukolwiek. Już nawet nie chodzi o niezrozumienie tylko o ten bezsensowny i bezcelowy potok słów, który absolutnie nie zmienia mojego stanu na lepsze.
Nie słucham już muzyki tak, jak kiedyś, a to sprawia, że umiera ta najwrażliwsza cząstka mnie. Staję się tym kim nie chcialam się stać i nie potrafię tego zahamować.
Czy jestem zla ? Tak. Nie mogę tego wyrzucać z siebie, bo ranię przy tym osoby, których nigdy nie chciałabym skrzywdzić.
Nie mogę tego tłumić w sobie, bo mnie to zjada, połyka w całości. Co robić ?
Pragnę się poddać 'there's a moment where it's perfect' . Nie mam najmniejszej ochoty na walkę, bo po co? Może i się użalam nad sobą, ale naprawdę chuj mnie to obchodzi. Potrzebuję tego. Wypłakać to, co we mnie siedzi.
"Co się stało Sylwia? Zawsze byłaś taka waleczna." "Dasz radę, zawsze dajesz przecież !" "Czemu płaczesz, co się dzieje?" "Dlaczego tak reagujesz? Czemu się tak danerwujesz?" NIE WIEM !!!
Boję się własnego cienia, boję się upokorzenia, boję się ludzi, boję sie pomyłki, boję się bólu, boję się swojej bezradności, boję się już nigdy nie zachce mi się żyć, boje się absolutnie wszystkiego.
Czas ucieka tak szybko, wlekąc się jednocześnie, o ironio...
Gdzie są granice tego, co nas krzywdzi? Biurokracja. To jest najgrosza choroba XXI w. Przecież nawet, żeby podetrzeć dupę musimy mieć papier.
Nieidealnie wyglądam, nieidealnie się czuję. Jesteśmy kowalami wlasnego losu i pewnie na więkoszość z tych rzeczy, które teraz mnie spotykają zasłużyałam sobie sama, ale sama też chcę zrezygnować z picia tego co nawarzyłam - poddając się ostatecznie. Wciąż czekam na ten czas, w którym w końcu będę się śmiać z tego, co mi się przytrafia. Jednak to jakoś nie następuje.
Nieopisany smutek rozrywa moją duszę.