No dobra, zostałem zmuszony do dodania jakiejś nowej notki przez pewną& bardzo stanowczą osobę, która w drodze agresywnych negocjacji wyperswadowała mi nie dodawanie noci. No wiec ok, ponieważ nie bardzo miałem pomysł na jakieś pisanie bajków i baśniów to napisze na pierwszy temat, który obecnie do główki mi przychodzi, a mianowicie: ostatnia impreza, na której byliśmy (My, czyli osoba perswadująca mi tą notkę i Ore-sama).
Dla wszystkich niewtajemniczonych: wybraliśmy się wczoraj (a raczej przedwczoraj, bo już jest po 12) na wielkie party, organizowane przez facebooka (tak naprawdę przez 4 dziewczyny w wieku lat 18stu, ale na Fejsie ;p). Na tą 18stke, bo zaiste miała to być 18stka; zgłosiło się prawie 200 osób + drugie tyle osób towarzyszących, a jedynym wymogiem było klimatyczne ubranie się (Klimat weneckiego balu) i mienie ze sobą maski (takiej na oczy, jak to Zorro nosił, albo inne Batmany).
A BTW wszystko miało dziać się w Cotton Clubie w Kato, którego nazwa dziwnie kojarzy się Iwo z murzyńskim sexclubem nie wiem dlaczego.
No a było tak:
Wszystko zaczynało się o 21, a my: pięknie przebrani (wypożyczone za grube pieniądze ciuchy z tamtej epoki, piękne maski, Żabocik, peleryna, Suknia balowa itp. Drobiazgi i bibeloty) przyszliśmy trochę spóźnieni a i tak byliśmy jedną z pierwszych par (znowu dla niezorientowanych party zaczynało się o 20). No i to była najlepsza cześć całej imprezy, ponieważ około godziny23 dopiero zebrali się wszyscy (do tego czasu nasz stolik zdążył zniszczyć jedna flaszkę i zapić redbulem), a wszyscy tu oznacza jakieś 50, no, może 65 osób.
Genialna Wenecka muza skończyła się na ostrym techno, które można z powodzeniem określić słowami: Umc-Umc i zostało przez nas uznane za całkowicie nie-do-tańczalne, a szczególnie w naszych przebraniach. (no, już pomijając, ze dama serca mego ma niespożytą energie na parkiecie, a ja jestem tragicznym, jeśli to słowo to nie za mało, tancerzem). Wiec w połowie imprezy poszliśmy do domu, przebraliśmy się w normalne Ciuchy i wróciliśmy pobawić się jak należy.
No, ale ok, jakieś plusy być muszą, wiec zjedliśmy dobry tort (co prawda miał być o 12, a był o 2 i dawał wóda na kilometr, ale był), dostaliśmy darmowe próbki martini i darmową kolejkę wódki (ale nie mieliśmy czym zapić, bo jeden dzbanek soku na 10 osób to mało, a każdy następny kosztuje 15zł); choć nie, mieliśmy czym zapić - RedBullem ;p No i nie zapominajmy o niezapomnianych wrażeniach słuchowych zapewnionych nam przez pijane koleżanki organizatorek.
Jedynym prawdziwym plusem imprezy było to , ze idąc na miejsce zadziwialiśmy wszystkich przechodniów, śmiali się do nas policjanci, dresy pytały gdzie ta impreza, na która idziemy, a jakaś dziewczyna chciała nam przybić piątkę (i przybiła ;D)& no był jeszcze pijany facet, który się do mnie przytulał.
Drugim wielkim plusem jest to, ze około 2 w nocy wróciliśmy do mnie, zobaczyliśmy dobry film i poszliśmy spać. (dla niewtajemniczonych tak, spaliśmy)