Jaki zajebany wzrok.
Brak snu i leki robią swoję.
To była jesienna deszczowa noc, Adrian postanowił wyjść z domu i przejść się po lesie. Był załamany wszytskim co się koło niego działo. Kobieta go zostawiła, pies zdechł, ojciec alkoholik zakatował matkę na śmierć. Pozostał zupełnie sam. Szedł w nocy podczas jesiennej burzy nieoświetloną drogą. Raz na jakiś przejechał jakiś samochud. W oddali było słychać wycie wilków. Mijały minuty, nastepnie godziny. Szedł zapatrzony przed siebie, nie ogłądając się na boki. Postrzegł kątem oka, że jakiś samochud za nim jedzie i wale nie ma zamiaru go wyprzedzić. Zdezoriętowany chłopak zaczyna biec w stronę opuszczonej fabryki. Samochud przyśpieszył. Jachał za chłopakiem który panicznie uiakał przed nimi. Schował się w jakimś pomieszczeniu, gdzie było dużo dziwnych rzezy. Trzech męszczyzn wysiadło z samochodu. Adrian chwycił za metalowy pręt i zaatakował jednego z męszczyż tamten wyciągnął broń i postrzelił chłopaka. On leży miedzy stertą gruzu wyrwawiając się na śmierć. Zdołał wyciągnąć z kieszeni zdjęcie swojej byłej dziewczyny. Powtarzał cały czas jej imię. Pluł krwią, płakał... Mówiąć jej imie i wyzając miłość do zdjęcia. Aż wkońcu zmarł. Następnego dnia rano jakiś bezdomny męszczyzna z psem weszli do tej farbyki. Zobaczył leżącego chłopaka. Zobaczył, że zwłoki trzymają w ręcej jakąś fotografię. Tam był on ze swoją była. Bezdomny męszczyzna podniusł ciało chłopaka na dwór i wykopał gołymi rękami dół. Wsadził tam Adriana, zakopał. Kawałkiem węgla na starej reklamie napisał "miłość go stworzyła i miłość go zabiła".
Kto wie..może gdyby nie zerwanie z dziewczyną Adran by zył. Nie było by go tam, na tej drodze. Nie jechałby samochud za nim i nikt by go nie postrzelił. Może by siedział przy niej tuląc ją i mówiąc jej, że ja kocha.