Już się nie boję. Na dole zostawiłam wszystkie problemy, wszystkie tęsknoty i nadzieje. Za chwilę po prostu ich nie będzie. Po prostu pstryk i wszystko się skończy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie będzie miłości, choć jej i tak już chyba nie było albo może jeszcze nie było. Nie było jej dla mnie.
Patrzyli, nie widząc, słuchali, nie słysząc, teraz będą sobie uzurpować prawo do sądzenia.
Gdybym umiała nie pamiętać! Ale pamiętam...
Cierpliwość. Trzeba być cierpliwym ponad miarę i nade wszystko, bo jeden niecierpliwy gest, jedno słowo za dużo, za głośno, za szybko zniszczyłoby delikatną nić porozumienia pomiędzy nią a mną i nic nie możnaby już było zrobić, aby być choć trochę razem.
Bo misie, te ukochane, nawet kiedy źle, kiedy smutno, kiedy boli, albo kiedy wszystko się wali, one muszą stać na straży. Dopóki stoją, można spać.
Bał się, że jeżeli ją pokocha, mimochodem, wbrew własnej woli, a nawet nie wbrew, ale poza nią, poza tą wolą, to będzie cierpiał.
Zawsze myślałam, że mnie kochał. Nie mówił tego nigdy, bo był na to za twardy, ale myślałam, że mnie kochał. To były drobne gesty, jakieś niby nic nieznaczące słowa.
Mogę przecież przez chwilę być troszkę szczęśliwa.
Nie czekać na nic, nie marzyć o niczym. Brać życie takie, jakie jest, i nie musieć już myśleć o tym, co potem.
Marzenia, cóż, można bez nich żyć, ale kiedy znikają, pozostawiają po sobie pustkę, a w tej pustce zaczynają się gnieździć lęki.
Jedna chwila zachwytu, jedna radości, a potem rozczarowanie wielkie jak cały świat. Nie potrzebuję!
bez tęsknoty jest łatwiej
Zamknęłam swoje serce na klucz i rozprawiłam się z głupimi mrzonkami.
Bo los spełnia marzenia nie tak, jakbyśmy tego chcieli.