najpierw o pannie z prawej, bo (nie ujmując nic miłości do Salema) Czika jest najważniejsza
przeżyłyśmy ostatnio chwile grozy
w sumie to wiele takich chwil i raczej ja niż ona
bo ona nie rozumiala dlaczego znowu brum brum do weta, dlaczego znowu robi jej się coś innego niż standardowe wstawienie na stół i podanie zastrzyku, a przede wszystkim dlaczego pozwoliłam jej dać to coś, po czym jest taka śpiąca i sobie poszłam zostawiając ją z obcymi ludźmi...
postawiona diagnoza standardowo nie jest wyrocznią, ale zmusza do walki
w naszym przypadku ze względu na wiek Cziki walka odgórnie musiała być silniejsza i na szczęście taka była
już na następny dzień po zabiegu mycha chciała wskakiwać na łóżka i nie rozumiała dlaczego nagle jej nie wolno
ale wiedziała, że nie może sama schodzić/ wchodzić po schodach i grzecznie czekała aż się ją weźmie na ręce
grzecznie pokazywała wszystkie swoje auki i starała się nimi nie interesować
plusem tego wszystkiego jest fakt, że została wysterylizowana i usunięto jej wszystkie możliwe do usunięcia guzki
minusem jest obciążenie organizmu narkozą, lekami i konieczność zdiagnozowania problemów z wątrobą, bo możliwe że została rozwalona :/
no i najważniejsze: szybka diagnoza i szybkie działanie sprawiły, że Czika wciąż cieszy się życiem, a my tym, że ją mamy <3 <3 <3
to teraz kolej na pana z lewej
ostatnie dwa miesiące spędził w Gorzowie pod opieką mojej rodzicielki i w większości brakiem mojej opieki (praktyki)
efektem czego jest nabyta klockowatość czyt. przybranie na wadze i rozpieszczone podniebienie, które na nowo musi się przyzwyczaić do żywienia przez okrutną właścicielkę... prawie mi przykro ;)
brakowało mi jego wieczornego i porannego mruczenia <3
już nie jest małym słodkim chuderlakiem- zmężniał
ale jego żałosne miauczenie mu pozostało i chyba nawet ma się lepiej niż wcześniej
jak ja mogłam kiedyś narzekać na brak fonii...
pierwszy tydzień na uczelni i mam ochotę śpiewać "this is kind of magic"
Brody kiedy indziej
czas pisać gniota ;)