Deszcz odbiera mi zdolność tworzenia słów w zdania, składania liter w całość.
Buty przemakają, włosy się puszą, a świat robi się smutny, jakby miał żałobę.
Po kolejnego papierosa sięgać się nie chce, krajobraz jest wystarczająco mglisty.
A gdyby tak dym przybierał któryś z kolorów tęczy i pachniał Frutellą?
Paznokcie pomalowałam na mandarynkowo, patrząc wkoło to raczej "kolorowy mezalians".
Odcienie szarości opanowały pejzaż.
Nawet pszczoły nie są w humorze, przecież deszcz zmywa pyłki z kwiatów.
Ale dzień już gaśnie. Z malinowym epitafium na niebie.
Kosmiczny zachód słońca!
To nie ja zawodzę ich, ale oni mnie.