Czuję się paskudnie. Nie mam komu pomarudzić nawet bo A rysuje mój portet. Nie chcę żeby rysował, chcę żeby ze mną porozmawiał. Chcę żeby było jak zawsze - ja mu marudzę i opisuję swój ból egzystencjalny, a on mnie pociesza i każe iść spać. Mimo to cieszę się że odnowił swoją pasję.
Od rana pęka mi głowa, jutro z osłabieniem i na antybiotykach idę do szkoły (na własne życzenie)
Przynajmniej waga ruszyła.
Bilans:
nie ma się czym chwalić
Aktywność 12h snu, 10 min spaceru do lekarza i walka z bólem.
5.3/43