fotoł baj emilczaaaak.
wybaczcie, ale nie posilę się na elokwencję zważając na fakt, że dochodzi pierwsza w nocy ;) wczoraj o tej porze byłam jeszcze w drodze do domu.
miałam przeogromną przyjemność być wczoraj na jednym z najlepszych, jeśli nie na najlepszym koncercie grupy, do której mam cholerny sentyment. może jest to spowodowane tym, że w zasadzie to od nich wszystko się zaczęło...
happysad uwielbiam, uwielbiałam i uwielbiać będę, bo ich koncerty zawsze dają mi niesamowitego kopa energii (chociaż tak naprawdę paradoskalnie! to cholernie dużo mi jej zabierają) i stawiają jakoś tam psychicznie do pionu. i uwielbiam Kube Kawalca za to, że jest po prostu uosobieniem słodyczy w tej swej pozornej nieporadności :)
wczorajsza noc była wyjątkowa pod każdym względem. i mimo tych pięciu godzin snu, obolałych mięśni, mimo problemów z kostką, zapamiętam go na zawsze.
a do tego jeszcze ten nieoczekiwany zwrot sytuacji. uwolniłam się. uwolniłam się i jest mi z tym cholernie dobrze. i "kiedy patrzę na to jak jest, już nie przechodzą mnie dreszcze, już nie brakuje mi powietrza, już nie wołam jeszcze, jeszcze, jeszcze." :)
i tym radosnym akcentem, powiem państwu dobranoc.