Kończę ze "zdrowym" żarciem. Jak jem same serki, to dieta idzie świetnie. A jak zaczynam paprać przy garach jest źle. Znów rzygałam i teraz na pewno nie zwróciłam wszystkigo, bo mama przyszła do domu, a mam tak cudownie mały domek, a ona zresztą ma jakiś czujnik i zawsze wie, kiedy to robię, że przestałam w trakcie. Coś tam wyszło niby, ale jestem pewna, że jakieś gówna mam teraz w żołądku. Miałam zrobić jutro na obiad na uczelnię tort warzywny. Ciasto z soczewicy, na to gotowana włoszczyzna i brokuły. Byłoby dobrze, ale chciałam spróbować, czy cość przyprawiłam. I tak sobie zaczęłam podjadać. To kawałek marchewki, to brokułek, to coś tam. Wreszcie wpakowałam danie do piekarnika i niestety zaczęłam myśleć. W rezultacie postanowiłam, że zwrócę, ale skoro idę do kibla to czemu nie zjeść jeszcze kanapki? Wpadły dwie z masłem. I cztery plastry szynki. I cztery kostki czekolady gorzkiej. Czekolada wyszła na pewno, widziałam. Masło chyba też, a przynajmniej większość. Tylko ten głupi chleb został. Już zaczął mi ładnie wychodzić z gardła, gdy właśnie usłyszałam trzask drzwi. Szybko nalałam wody do wanny i niby się kąpałam. Mam takie głupie drzwi w łazience, że jest taka szpara, i niby nie widać przez nią, ale rysuje się poświata, gdzie jest dana osoba. I oczywiście te drzwi są na przeciwko kibla. Po prostu widać, że ktoś się nachyla i przykładowo wymiotuje. Próbowałam w wannie, ale ja nie umiem tak na klęcząco, czy siedząco.
Jestem wściekła na siebie. Jak mam niby schudnąć, skoro znowu żrę? Jutro na uczelnię specjalnie nie biorę drobnych, żeby nie było na automat. CHCĘ CZUĆ GŁÓD. A nie to co teraz. Teraz czuję się gruba. Chcę ważyć przynajmniej 62, wtedy jest tak... powiedzmy, że ok...
A ważę głupie 64.
Nie poddam się już na starcie. Dziś zawaliłam, ale to ma mi dać motywację na jutro. Muszę pamiętać, że jedzenie wcale nie sprawia mi radości, że jest obrzydliwe, że przez nie wymiotuję i tyję.
Ogólnie teraz ciężko mi z bulimią, bo mam sporo problemów w życiu codziennym. Robię coś naprawdę niewłaściwego, i niby nie odczuwam wyrzutów sumienia, ale ciągle chce mi się wymiotować. To właśnie mój sposób radzenia sobie ze sobą. Wolałabym radzić sobie ze stresem i wyrzutami nie jedząc.
BĘDĘ CHUDA.