Chciałabym właśnie tak wyglądać. Płaski brzuszek, rzebra, brak boczków.
Tak sobie myślę, dlaczego znów się w to pakuję. Nie będę się oszukiwać, że to po prostu dieta. Ale ja tak strasznie kocham głód. Zawsze, gdy w moim życiu jest zbyt wielki chaos, potrzebuję tego. Poza tym naprawdę jestem załamana swoim ciałem. Już dawno tak źle nie wyglądałam.
Jestem głodna. Cholernie głodna. Ale przyzwyczaję się. Wczoraj przez głód nie mogłam zasnąć, ale dzięki temu przypomniały mi się stare czasy. Kiedyś przecież zawsze miałam problem, by zasnąć przez głód. Nie tak dawno był on stałym elementem rzeczywistości, czymś normalnym. Gdy go nie odczuwałam, coś było nie tak.
Chcę do niego przywyknąć.
Waga troszkę spadła.
bilans:
30g płatek owsianych górkskich + 230ml mleka 0% = 189kcal
krem brokułowy (brokuł, marchew, kostka rosołowa, dwie łyżki jogurtu 0%, przyprawy) = 70kcal (wyszedł mi naprawdę genialny!)
100g pomelo = 38
batonik bez tłuszczu i cukru, ale za to z masą chemii = 200kcal
razem: 497kcal
+ to rzyganie nieszczęsne
ps2. cholera wiedziałam, że to że zjem krem brokułowy wcześniej niż o 13 źle się skończy. Zaczęłam przed pichcić kotleciki z soczewicy, żeby mieć na kolację na uczelni. Wyszły trochę za rzadkie, to dodałam mąki. Ostatecznie wyszły 4 sztuki. Jedno zjadłam na spróbowanie, to zaraz pomyślałam, że jeszcze jeden nie zaszkodzi, a reszta na uczelnię. I co? Wpieprzyłam wszystkie, zaczęłam czuć się pełna, mieć wyrzuty sumienia, to dojadłam jeszcze dwa ciastka, dwie kromki i poszłam rzygać. Nic już dziś nie żrę, cholera -.-.
Nienawidzę tej myśli "i tak mogę wyrzygać". Gdyby nie to, mogłabym wypracować sobie większą kontrolę. Tymczasem mam głupią świadomość, że wystarczy włożyć szczoteczkę. NIENAWIDZĘ TEGO.