Znacie ten stan, w który wprawiają bardzo niewyspanego człowieka dwie lampki wina? Specyficzny rodzaj transu sprawiający, że patrzy na rozmówcę nieobecnym wzrokiem, z mdłym uśmiechem na ustach, i jest pewny, że ten ktoś po drugiej stronie stolika naprawdę nabrał się na marnie udawane zainteresowanie?
Mam tak codziennie od dłuższego czasu, i nie potrzebuję do tego ani wina, ani sytuacji towarzyskich. Nieważne, czy bez kawy, czy po trzech takich, które przeciętną osobę przyprawiłyby o zawał. Chyba jestem trochę zmęczona.
W pierwszym kwartale 2011 prawdopodobnie czeka mnie bankructwo z powodu tych wszystkich świetnie zapowiadających się filmów (oczywiście do naszych kin wchodzą z 7846436 letnim opóźnieniem, ale to już inna kwestia).
Exit Through the Gift Shop Banksy'ego mocny, przezabawny i przeinteligentny, polecam.
>> Richard Hawley - Tonight the Streets Are Ours.
>> Broken Bells - The High Road. W trailerze do Rabbit Hole brzmi trzy razy lepiej niż w radiu, o dziwno, nawet pomimo Nicole Kidman.