Wiedziałam że tyle wolnego czasu zmusi mnie do przemyśleń i wszelkich refleksji. Źle musi być ze mną skoro tu znowu jestem i piszę. Może to wszystko przez dzień, który dzisiaj jest, może to przez pogodę, a może to przeze mnie. Ostatnio myślę ile osób straciłam w ciągu zeszłego roku i pobiłam chyba swój rekord. Jak to możliwe, że kiedyś wszelkie kontakty przychodziły mi znacznie łatwiej, wręcz uwielbiałam ludzi, rozmawiać z nimi, spędzać czas. A teraz? Ledwo umiem się namówić do czegokolwiek. Jakbym cofnęła się kilka lat wstecz i wróciła do tego co było. Pewne traumy wciąż we mnie tkwią, w środku zamarzam. Staje się okropną osobą, która z zewnątrz ma wszystko gdzieś. Kiedy to się właściwie stało? Kto mnie doprowadził do takiego zniszczenia? Czyja to zasługa? Czy to może ja sama doprowadziłam się do tego miejsca, w którym się obecnie znajduje. Myśl że dorastam przyprawia mnie o mdłości. Odpowiedzialność, dojrzałość, stanowczość, niezależność.. to nie jest dedinitywnie to, co mnie cechuje. Nie wiem nawet jak mam to zakończyć. Chciałabym by ktoś był obok mnie w tej chwili.