Coś we mnie pękło. W ciągu jednej sekundy. Serce zabiło szybciej, a później rozbiło się na miliard kawałeczków. Zastanawiam się czy ja w ogóle chce zapomnieć, o tym co było, o tym co czułam. Łzy spływają mi po policzkach, a ja zatracam się w swoich przekonaniach. Nie umiem zapomnieć, po prostu nie umiem. Mogę zniknąć, na miesiąc, trzy, nawet pięć, ale nie zapomnę. Są ludzie w naszym życiu, których się po prostu nie zapomina, rozumiesz? Przychodzi moment, kiedy spotykasz wyjątkową osobę i nic tego nie zmieni. Jak można czuć do kogoś tak długo? Jak to jest do cholery możliwe? Może to ze mną coś jest nie tak. Niech mi ktoś pomoże, poda rękę, podniesie moje barki, których sama nie jestem w stanie unieść. Spadam, co raz niżej, co raz dalej. Nie mam nad tym kontroli. Jedyna jednostka której nienawidzę? Kilometry, bo to one sprawiły i sprawiają mi tak wiele bólu. Bólu, którego nie jestem nawet w stanie kontrolować, powstrzymać. Jestem bezsilna. Cholernie bezsilna, wiesz? Chciałabym ruszyć do przodu. No przecież próbowałam. Starałam się, nie widzisz? Zmuszam się do kroków, ale to nic nie daje. To pułapka, pieprzony labirynt z którego nie jestem w stanie się wydostać. Wbijam paznokcie w skóre, rozładowując wszystkie emocje, cały ból który w sobie trzymam. Potępiam samą siebie. Nienawidzę siebie.