photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 25 KWIETNIA 2022

To koniec

"To Koniec. Zabiliśmy w sobie wszystko. To koniec. Mogliśmy więcej. Przykro."

 

Cześć, dzień dobry. To chyba jednak trochę żałosne, że ponownie zdecydowałam się tutaj wrócić. Po tylu latach. Nie mam mojego zeszytu, zostawiłam go w Bydgoszczy, a nie chcę rozpoczynać w tym momencie nowego... To będzie tak jednoznaczne z tym, że rozpoczynam nowy epizod. A to nie jest prawda. Zakończył się jeden definitywnie, tak myślę, ale to nie znaczy, że coś się zmienia bądź, że coś się zaczyna. To znaczy zmienia się wiele w moim mózgu, ale życiowo? niewiele. 

 

"Twój kot umarł ale możesz go zatrzymać"

 

Ta Kicia już dawno nie żyła. Przez ostatnie 10 miesięcy niezmiennie ulegała coraz większemu rozkładowi. A w trakcie ostatniego weekendu w końcu zrozumiałam jak bardzo śmierdzi. I spojrzałam na nią tak na serio. Że już dawno nie wygląda jak coś prawdziwego, pięknego i coś co kocham. Że zaczyna mnie coraz bardziej przerażać. I zdecydowałam, że już nie potrafię na to patrzeć a tym bardziej w tym uczestniczyć. Czasem jednak rzeczy nie do zniesienia są bardziej nie do zniesienia niż potrafimy znieść. Decyzja o zakończeniu kontaktu i o nie przyjechaniu na jego koncert bezapelacyjnie była jedną z najtrudniejszych decyzji podjętych w moim życiu. A jednak była konieczna.

Bo gdybym ciągnęła to dłużej... doprowadziłoby to do obopólnej nienawiści. Twojej wobec mnie i mojej wobec mnie... Mimo, że mówiłeś, że nie czujesz, że jestem nachalna, ja wiem co się działo w mojej głowie. Jak wiele razy musiałam walczyć. Jak wiele razy pisałam i usuwałam. Byłam bardzo nachalna. Tylko tego nie mówiłam, jakkolwiek to nie brzmi.

Chcę zapamiętać tylko to co dobre. Figurki, malowanie, spacery, opiekę, noclegi, Bubble i Bobble...

Jak mówiłam, czasem coś trzeba zakończyć na jakiś czas aby mogło przetrwać. Jestem dumna z tej decyzji. To chyba najbardziej dojrzała z podjętych kiedykolwiek przeze mnie decyzji. Powiedziałeś, że "nie wiesz czy to nie farsa ale wydaje Ci się, że radzę sobie dużo lepiej na przestrzeni roku". A i tak jest. Bo nic złego się nie dzieje. Nie przeszkadzam. Nie zagrażam sobie więc i innym. Bo zaakceptowałam nieszczęście. Zaakceptowałam, że nie zasługuję na uwagę której pragnę. I kończąc tę znajomość nie robię tego w walce o szczęście, ale w walce o brak nienawiści. Żebyśmy zapamiętali te dobre chwile, nie to co się ze mną dzieje teraz...

Kocham Cię. Mimo, że wczoraj wiele powiedziałam o moich emocjach, pierwszy raz od miesięcy powiedziałam co czuję, nie nazwałam tego wprost. Nie potrafiłam i chyba nie chciałam. Nie wszystko trzeba nazywać, żeby było wiadomo o co chodzi.

Jest... jest mi tak bardzo przykro... Bo walczyłam z całych sił. I mimo, że wczoraj się nie rozstaliśmy, bo zrobiłeś to ze mną 26 czerwca ubiegłego roku, to jednak wczorajszy dzień był wywieszeniem białej flagi. Deklaracją, że się poddaję. Bo nic już nie potrafię zrobić...

Kiedy zgodziłeś się mnie nocować ale w drugim pokoju i ledwie mnie przytuliłeś na pożegnanie, zdałam sobie sprawę, nareszcie zdałam sobie sprawę, że jestem dla Ciebie mniej niż przyjaciele... To żebractwo, upokorzenie. Było takie żałosne. Przecież ja obsmarowałam drugą osobę, która jest dla mnie dużym wsparciem w Bydgoszczy tylko po to być się nade mną ulitował... Nie mogę na to patrzeć. Jak ze spotkania na spotkanie coraz bardziej mnie odrzucasz. Kiedy choć udawaliśmy, że ma to sens, wyżebrany pocałunek, seks, łatwiej wydawało się łudzić się, że walka ma jakiś sens... A nie ma już tak długo...

Wiem, że przede mną długa droga. Poszukiwanie szacunku do siebie. Akceptacji stanu rzeczy... Odpuszczenie, brak wiary w marzenia. ..Tak mi Ciebie brakuje. Byłeś, wciąż jesteś moim największym marzeniem. Ale już nie mogę sobie mówić "może gdybym mu powiedziała, byłoby inaczej"... Powiedziałam. Nic to nie zmieniło w Twojej decyzji. Ale mi jest lżej. Bo wiem, że zrobiłam już absolutnie wszystko. Powiedziałam, zrobiłam. Podjęłam jedyną słuszną decyzję. Teraz będzie łatwiej. Bo mimo, że w każdej minucie zanoszę się płaczem za utraconym marzeniem, wiem, że ta żałoba musiała nastąpić. A powinna już miesiące temu. Lepiej późno niż wcale. Wiem, że napiszesz co z tym koncertem. Może nie, że wiem, ale to prawdopodobne. Z tego powodu idąc za strzałem wzięłam tę komunię. Bo nie potrafiłam Cię poprosić, żebyś nie pisał. A jeślibyś napisał, więcej niż pewne, że bym się złamała. Ale przecież wiem, że to nie chodzi o to, że zależy Ci na mojej obecności tylko obecności kogokolwiek, bo wszyscy Cię olali.

Wciąż jest dla mnie szokiem dlaczego tylko dla mnie jesteś objawieniem, dlaczego nikt nie podziela mojego zachwytu. Miłość jest ślepa. I wiesz, jestem z siebie dumna. Bo znoszę to z całą godnością na jaką mnie stać. Nie wiem jak to wszystko się zmieniło. Jak na przestrzeni kilku miesięcy zmieniłam się w osobę która sobie nie zagraża. I kiedy rodzice ze zmartwieniem patrzą na mnie kiedy płaczę, z całą pewnością mówię: nic się nie dzieje. Ja nic sobie nie zrobię. I wiem, że to prawda. Nie wiem jak i kiedy pojawiła się ta siła. I nawet kiedy jest ciężej niż ciężej potrafię myśleć racjonalnie. Sam pomysł z bungee. Przecież kilka miesięcy temu zdecydowałabym się przedawkować leki teraz i już, a nie planować wyjazd na bungee, podświadomie wiedząc, że ten wyjazd pewnie i tak nie wyjdzie bo prawdopodobnie ten stan już minie. Tak też się stało.

Wydaje mi się jakbym wróciła do Nowogardu już lata temu. Bo tyle się wydarzyło. Tyle się stało. A ja wciąż żyję, w zasadzie nic nie zawaliłam bardziej niż było zawalone. Wciąż żyję i nie mam zamiaru tego zmieniać. Tak wiele się zmieniło. A ja nie wiem kiedy i dlaczego. Może tak miało być. Może potrzebowałam tego czasu, żeby podjąć tę decyzję którą podjęłam teraz. Żeby móc ją unieść.

Tyle rzeczy zniszczyłam i zepsułam w swoim życiu. I choć jedna z tych rzeczy pojawia się w moim mózgu każdego dnia. Ale już zrozumiałam, że nie wszystko da się naprawić, nie da się cofnąć czasu i te wspomnienia będą do końca życia... I muszę to zaakceptować.

Najgorszy jest fakt, że ja nie wiem. Że nie wiem czy gdybyśmy do siebie wrócili, to czy nie byłoby tak jak wcześniej. Gdybym wiedziała, ze ktoś poza mną może ratować moje życie to czy wciąż nie naruszałabym go. Z drugiej strony czy znów nie naruszałabym go dla atencji. Wiele myślałam, dlaczego tak wiele głupot zrobiłam podczas trwania naszego związku. I myślę, że duża część z tego była dla atencji, mimo, że nie robiłam tego świadomie. Bo ja tak bardzo chciałam zdobyć Twoją uwagę tak wielką jak wtedy kiedy zmieniałeś mi opatrunki i nie potrafiłam tego osiągnąć... I to co robiłam podświadomie, żeby Cię zatrzymać sprawiło, że odszedłeś.

Ja... tęsknię. Ale idę dalej. Czy to iście świadczy o samotnym podążaniu do przodu bez perspektyw i wiary w cokolwiek? Tak. Ale zawsze jakiś krok. Bo teraz wciąż cierpiałam. Podążałam do przodu samotnie, bez perspektyw ale z wiarą w coś co nie ma sensu. Wiele razy już myślałam, że już będzie tylko gorzej, Teraz... ufam sobie na tyle, żeby wierzyć, że nie będzie gorzej. Nie będzie tak jak wcześniej, to jasne. Będę płakać. Wiem, że będę. Sytuacja tego wymaga, od dłuższego czasu nie nawalam na siebie, że płaczę. Ale czy wierzę, że kiedyś będzie lepiej? Szczerze mówiąc nie. Ale to chyba normalne. Może... może kiedyś nadejdzie dzień w którym uwierzę, że coś się zmieni. I, że mimo, że jestem jaka jestem, że popełniłam błędów więcej niż jestem w stanie zliczyć, że naznaczona cierpieniem przeplatanym z euforią zasłużyłam na więcej niż istnienie.

Info

Użytkownik caroline1702
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.