Chyba czuję się zagubiona. On nie może mieć racji. Nie może. To jest... normalne. Ale nie w stosunku do mnie. Nie. Myli się. A to co czuję nic nie znaczy. Albo w jedną stronę albo w drugą. Nigdy w obydwie.
"Come along, it won't be long
'Till we return happy
Shut your eyes, there are no lies
In this world we call sleep
Let's desert this day of hurt
Tomorrow we'll be free"
A potem zamknę oczy. Raz drugi trzeci. Odbiorę euforię najpiękniejszym chwilom. Odbiorę cierpienie tym najgorszym. Zamienie je w mniej lub bardziej przeciętne. Odbiorę dramatyzm. Zatrą się jako po prostu "dobre i złe". Zapomnę zagubienie, frustrację, przerażenie, niekończący się płacz i opętańczy śmiech. Dobre i złe. Czas ujednolici. Wyczyści zalążki szczęścia, zabliźni rany. Już niedługo. Niestety i stety. Wszystko stanie się tak racjonalnie jednolitym, żywym słowem. Zawsze tak było.
Słuchać o tym. Niemalże być przy tym. Cieszyć się tym. To było trudniejsze niż myślałam. Szczególnie kiedy alkohol odbierał resztki samokontroli. Przyjaźń zobowiązuje. Daje bardzo wiele ale także ogromnie wyniszcza. Taka przyjaźń. Tak naznaczona. W pewnym sensie toksyczna. Wiem, chyba zawsze wiedziałam. To on jest przyczyną i skutkiem moich wszystkich problemów psychicznych. To on wyniszcza ale także tylko on potrafi ratować. Próbowałam inaczej! Naprawdę, próbowałam z całych sił. Dystans. Oddalenie. Walka. Rezygnacja. Wyjebanie. Próbowałam chyba wszystkiego. Ale nie da się ulżyć temu wszystkiemu co jest. Bo pragnę nie cierpieć, ale jeszcze bardziej pragnę być jego największym powiernikiem i przyjacielem. Pragnę wiedzieć o nim wszystko. Czy było dobrze. Czy bolało. Ile trwało. Co się działo po wszystkim. Chcę słuchać o tym, jak osoba którą kocham, kocha się z inną osobą. Z pełną świadomością tego, że ktoś ma zupełnie bez problemu to, co jest moim pragnieniem. Ktoś ma to czego ja tak bardzo chcę a czego mieć nie mogę. Nigdy nie będę mogła. Chcę to wszystko wiedzieć.Chcę zaciskać zęby i pytać dalej. Poznawać tych ludzi. Rozmawiać z nimi. Lubić ich. Przecież nie ma sensu nienawiść. To nie jest niczyja wina. Tak jest i już.
I opowiadać setnej, prawie obcej osobie dlaczego jestem rozbita i nie mogę się pozbierać kiedy długo jest daleko ode mnie. Przecież powinnam się cieszyć jego towarzystwem. Spaliśmy ze sobą. Zgodziłam się na to. Sama to zaczęłam. Chciałam z nim siedzieć i gadać. Ale kiedy ON był niedaleko. I nie długo. I z minuty na minute... Ludzie nie są idiotami. Łatwo, tak łatwo się domyslić co jest ze mną nie tak.
Podobno mi się podobało. Hmm... Pamiętam, że było, zupełnie nie pamiętam jak. Kto by pomyślał, że seks może mi się podobać.
Ale tak. podobał mi się. Może... może nie do końca seks. I na pewno nie ten. Ale sprawiła, że gdyby w obrębie kilku metrów ktoś był, słyszałby wszystko. W sumie... nawet nie wiem czy nie słyszał. Ponownie, niewiele pamiętam. To trochę straszne, że żeby czuć i chcieć jakiejś fizyczności muszę się napić... W każdym razie, nie pamiętam co się działo. Pamiętam, że czułam. Choć myślę, że to nie alkohol. Po prostu. Skupiłam się na czuciu. Bo mogłam. Nie musiałam się niczego obawiać. Nic nie myśleć, po prostu chcieć tego i być tam. Tylko tam. Boję się tego.. Ale przecież to nie może nic oznaczać. Po prostu. Raz mi się podobało. Z tą jedną konkretną osobą. To o niczym nie świadczy. To nie ma znaczenia.
...Prawda?
Użytkownik caroline1702
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.