"W życiu o to chodzi, żeby mieć przy sobie takiego kogoś, przy kim będziemy mogli być sobą, przy którym będziemy czuli się wyjątkowo. Tak dobrego dla nas, że da nam wolność, takiego kogoś, przy kim szare dni wcale nie są szare, takiego kogoś kto wyrzeknie się trochę siebie dla nas, takiego kogoś, kto sprawi nam radość swoim uśmiechem, głosem, zapachem, sposobem poruszania się, taki ktoś, kto zmieni zwyczajne w niezwyczajne i zaakceptuje nas ze wszystkimi wadami, po prostu takich jakimi jesteśmy"
Tak cholernie prawdziwe. Każde słowo tego cytatu tak bardzo adekwatne do tego co czuję! Aż czuję się z tym dziwnie^^
Właśnie. Odnaleźć wyjątkowość w zwyczajnych chwilach. Chłonąć kogoś każdym zmysłem. Kochać jego zapach (ach! przede wszystkim ten zapach!) jego uśmiech, jego oczy, które tak często są rozbiegane lub zapatrzone w telefon. Kochać w najlepszych ubraniach, ale kochać także bez nich. Kochać te idealnie ułożone włosy, ale także tę rozczochraną czuprynę, którą widuje się rano, po wspólnej nocy. Kochać te właśnie drobne wyrzeczenia własnej natury. Kochać starania o sprostanie wymaganiom. Kochać słabość, a także akceptację wad. Kochać w każdej chwili. O każdej porze dnia i nocy. Kochać. Po prostu. Kochać.
Wszystkie karty zostały odkryte. Nie ma tabu. Nie ma kłamstwa. Powiedziałam wszystko. Także widział wszystko. To, jak na niego działa mój oddech. Jak wiele czerpią zachłanne oczy i dłonie. Jak nieujarzmione wargi wpijają się i wciąż proszą o więcej. Widział. Widział to wszystko od tak dawna. Wiedział i nic nie mówił. Tajemnica, ta sama tajemnica dzielona przez dwie osoby, przestaje być tajemnicą. Teraz już wszystko jasne. Słowa zostały wypowiedziane. Nic tego nie cofnie. Padły słowa z mojej strony, ale padły także ze strony "tej drugiej". Że nie tylko ja boję się rozstania. Że nie tylko ja nie chcę jechać. Że nie tylko ja kocham. Ale to zawsze będzie "konflikt interesów", bo tak wiele jest obliczy miłości. Że ta więź... ona jest. Nie wymyśliłam jej! Ona jest!
Czułam. Czułam w tamtym momencie tak wiele! Te 'litościwe' pocałunki... Ja się ich tak bardzo chwytałam! A teraz boję się. Boję się jak cholera, że już nie będzie tak jak było. Boję się cokolwiek zrobić, kiedy wiem, że on wie. Ponadto.. zaczęłam sobie rościć zbyt wiele praw do niego. Jak już wczoraj wykrzyczałam: "To nie jest takie proste!". To wkurwia, kiedy wiesz, że robisz damską awanturę, ale nie potrafisz przestać. Panikuję. Że wyjadę. Że więcej się nie spotkamy... To więcej niż pewne, że tak będzie. A ja spotkam setki osób. Pewnie niejednokrotnie jeszcze się zaprzyjaźnię. Poczuję. Ale... już nie to. Kto wie, może cos większego? Ale. Sęk w tym, że na dzień dzisiejszy nie chcę niczego większego. Chcę właśnie tego uczucia. Nie jestem gotowa go porzucić, choćby nie wiem jak platoniczne było. Staram się... spychać te myśli wgłąb siebie, ale silniej niż kiedykolwiek, wciąż czuję ich obecność. Nie potrafię skutecznie ich stłumić. Boję się. Tak bardzo się boję. Wiem... wiem, że wyjazd dużo dla mnie zrobi. Wiem, powiedziałam mu, że może w końcu otrzymam szansę żeby móc ponownie się zakochać... Racjonalnie... wiem, że to dobrze nam zrobi. Ale ja nie potrafię sobie tego nawet wyobrazić. Nie chcę. Nie chcę bez niego. Nigdy... nigdy do nikogo... Nikt... nigdy... tyle o mnie... Ja...
Z kogoś kto tak głęboko zajrzał do naszej duszy nie można rezygnować. Nigdy! Nawet nie chcę sobie wyobrażać jak bardzo będzie bolała tęsknota. Nie chcę. Ale jednocześnie... jednocześnie chcę czuć tę tęsknotę. Chcę, aby mieć świadomość, że to wszystko kiedyś było realne. Że to było. Że TEN najlepszo-najgorszy okres w moim życiu faktycznie się wydarzył. Bo to więcej niż pewne, że moja podświadomość, w celu zabicia bólu, będzie próbowała wmówić mi, że on nigdy nie istniał. A już na pewno nie istniał dla mnie. Coraz głębiej będę wierzyć w to, że nigdy nic dla siebie nie znaczyliśmy, że tę relację sobie wmówiłam. Boję się też tego... Nie chcę zapomnieć tego, kto tak głęboko we mnie wniknął. Kogoś, czyj uśmiech był moim własnym, prywatnym słońcem. Czyje ramiona były dla mnie największym bezpieczeństwem. Dopóki mnie przytulał wiedziałam, że nic złego nie może się wydarzyć. Nie w TYCH ramionach.
Nie chcę wyjeżdżać. Tak bardzo starałam się czuć, że dostanie się do Bydgoszczy jest szczytem moich marzeń, że nawet nie zauważyłam kiedy przestałam w to wierzyć... Nie chcę... Jeszcze ta informacja że wyjeżdża miesiąc wcześniej... Tak mało czasu. Boże. Tak bardzo chciałabym krzyczeć. Bezsilność. Nie mam już nawet siły płakać. To co czuję to jedynie ból i niedowierzanie. Nie mogę uwierzyć w to, że to się kończy, tak samo jak nie potrafiłam uwierzyć, że się zaczęło. Nie wiem. Naprawdę nie wiem jak mam zamiar sobie poradzić. Wiem, ludzie przychodzą odchodzą. Ale nigdy, dotychczas, nie obudziło to we mnie takiego przerażenia. Może dlatego, że nigdy nie czułam tak silnie, że to tak przerażająco ostateczne. Nie da się cofnąć czasu. Nie zależy to też od nas. To nie jest kolejna kłótnia, którą można naprawić. Nie. To przyszłość. To przyszłość, ta wielce wymarzona przyszłość, odbiera mi to, co dało mi krztynę szczęścia. I nie da się ciągnąć tego kontaktu. Nie da się, ja wiem... Przerażająco ostateczne.
Kurwa. A byliśmy parą tak zajebistych przyjaciół. Nie było drugich takich jak my.
Użytkownik caroline1702
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.