hm, okey, nie patrzcie na twarz. byłam jakoś dziwnie nakręcona na tym balu
mama mnie woła, bo ogląda film, gdzie gra ten koleś od "miłość ma dwie twarze" z barbrą streisand (dlaczego nie może nazywać się po prostu i po ludzku barbara?). chwila, wentylator mi jebie w twarz. okej, już. i sobie wtedy pomyślałam, że to przecież ten film, na którym się poryczałam, a potem jeszcze raz na "rzymskich wakacjach", bo leciało, a potem na "sabrinie", jakoś dziwnym trafem puścili. mogłam przełączyć na jakąś rąbankę z van dammem albo stevenem seagalem, ale sobie wtedy pomyślałam, że tak za często to nie płaczę, a zresztą po płaczu mam zajebiście i soczyście zielone oczy. przed chwilą byłam strasznie głodna i wymyśliłam, że zrobię sobie jajecznicę. z 3 jajek. w sumie to była bez smaku i musiałam dosolić, ale niestety przesoliłam, więc resztę dałam psu. on nie potrafi rozkoszować się smakiem, gryźć, dzielić na małe kęsy, on po prostu połyka. chociaż w przypadku tej jajecznicy to wypił, trochę się płynna zrobiła. chciałam z boczkiem, ale nie było. znaczy, był boczek, ale w plasterkach. czyli jakby nie było. ej, dziś rano po przebudzeniu ważyłam 48,1, a po obiedzie 47,6, dacie wiarę? muszę schudnąć na wyjazd, bo jak ja będę wyglądać toples. znaczy, jezu, w bikini, czasami mi się to myli. na śniadanie zjadłam jogurcik truskawkowy z musli czekoladowo-truskawkowym i starałam się usunąć to takie dziwne, gumowe i płaskie granatowe coś. dziwnie przylepiało się do zębów, przestraszyłam się. so, enjoy yourselves, i'm done.
btw. stwierdziłam odkrywczo, że latają komary. u Was też?
btw2. właśnie zauważyłam, że klaudia ma szczypiec homara zamiast ręki i nie mogę przestać się śmiać!