Przyrzekam, że uśmiechnęłam się dzisiaj do wszystkich napotkanych po drodze motylków. Do tych żółtych, białych i brązowych, do wszystkich! Ale potem przyszedł wiatr i mi je zdmuchnął. Zdmuchnął też mnie, a raczej zepchnął na dziurawe pobocze i złośliwie się zaśmiał. Próba, próba... Ależ oczywiście! Próba! Ona zawsze kończy się moją porażką i to jest właśnie dla niego takie zabawne. Bo w końcu ile można prawda?, no ile...?! Może jeszcze nie potrafię, może nie chce, może jeszcze nie teraz... Może. Tak czy siak motyle są piękne. Pouśmiecham się dalej i dalej będę się starać, a nóż widelec tym razem nie wyląduję z pościeranymi kolanami i zapłakaną buźką, a nawet? Nawet jeśli to dzielnie wstanę i powędruje dalej. I uśmiechnę się. Dalej, dalej, dalej... :)